Za dużo myślę. Zuzanna Marczyńska
  • strona główna
  • o mnie
  • moim zdaniem
    • moim zdaniem

      Nie myl asertywności z agresją.

      31 stycznia, 2022

      moim zdaniem

      Nie wierzę w siostrzeństwo.

      31 stycznia, 2022

      moim zdaniem

      Czy mówienie „nie lubię dzieci” jest ok?

      13 stycznia, 2022

      moim zdaniem

      Jestem uprzywilejowana.

      13 stycznia, 2022

      moim zdaniem

      Czy „bezalkoholowy szampan” dla dzieci jest szkodliwy?

      13 stycznia, 2022

  • wnętrza
    • wnętrza

      Pokój Zelii po metamorfozie – zobacz jak go…

      26 października, 2022

      wnętrza

      Metamorfoza naszego salonu

      13 stycznia, 2022

      wnętrza

      „Zapominanie” – o moim cyklu grafik

      24 lutego, 2021

      wnętrza

      Jak zrobić galerię ścienną?

      22 listopada, 2020

      wnętrza

      Metamorfoza sypialni

      7 października, 2020

  • macierzyństwo
    • macierzyństwo

      Dlaczego publikuję zdjęcia moich dzieci w sieci?

      15 kwietnia, 2021

      macierzyństwo

      10 faktów, które zaskoczyły mnie w ciąży i…

      28 stycznia, 2021

      macierzyństwo

      Karmienie piersią nie chroni przed… ocenami

      11 stycznia, 2021

      macierzyństwo

      Dlaczego przewijałam dziecko w restauracji?

      11 grudnia, 2020

      macierzyństwo

      Kilka słów o klapsach

      5 października, 2020

  • zdrowie psychiczne
    • zdrowie psychiczne

      Nie myl asertywności z agresją.

      31 stycznia, 2022

      zdrowie psychiczne

      Toksyczna pozytywność

      5 października, 2021

      zdrowie psychiczne

      Psychoterapia nie działa?

      15 kwietnia, 2021

      zdrowie psychiczne

      Zapiski z terapii. Skuteczność zamiast kłótni.

      13 kwietnia, 2021

      zdrowie psychiczne

      Zapiski z terapii. Regulacja emocji i przetrwanie kryzysu.

      28 marca, 2021

  • historie
    • moje historie

      Historia porodowa IV. Narodziny Zelii

      27 maja, 2022

      moje historie

      Blizny.

      31 stycznia, 2022

      moje historie

      Galaretka z pigwy

      21 stycznia, 2022

      moje historie

      Przypadki

      14 stycznia, 2022

      moje historie

      Korczyna. Dziennik pewnej wyprawy.

      14 stycznia, 2022

  • #findmomchallenge
    • #findmomchallenge

      #findmomchallenge nr 24

      12 września, 2022

      #findmomchallenge

      #findmomchallenge nr 23

      31 stycznia, 2022

      #findmomchallenge

      #findmomchallenge 22

      13 stycznia, 2022

      #findmomchallenge

      #findmomchallenge 21

      15 kwietnia, 2021

      #findmomchallenge

      #findmomchallenge 20

      15 kwietnia, 2021

  • strona główna
  • o mnie
  • moim zdaniem
    • moim zdaniem

      Nie myl asertywności z agresją.

      31 stycznia, 2022

      moim zdaniem

      Nie wierzę w siostrzeństwo.

      31 stycznia, 2022

      moim zdaniem

      Czy mówienie „nie lubię dzieci” jest ok?

      13 stycznia, 2022

      moim zdaniem

      Jestem uprzywilejowana.

      13 stycznia, 2022

      moim zdaniem

      Czy „bezalkoholowy szampan” dla dzieci jest szkodliwy?

      13 stycznia, 2022

  • wnętrza
    • wnętrza

      Pokój Zelii po metamorfozie – zobacz jak go…

      26 października, 2022

      wnętrza

      Metamorfoza naszego salonu

      13 stycznia, 2022

      wnętrza

      „Zapominanie” – o moim cyklu grafik

      24 lutego, 2021

      wnętrza

      Jak zrobić galerię ścienną?

      22 listopada, 2020

      wnętrza

      Metamorfoza sypialni

      7 października, 2020

  • macierzyństwo
    • macierzyństwo

      Dlaczego publikuję zdjęcia moich dzieci w sieci?

      15 kwietnia, 2021

      macierzyństwo

      10 faktów, które zaskoczyły mnie w ciąży i…

      28 stycznia, 2021

      macierzyństwo

      Karmienie piersią nie chroni przed… ocenami

      11 stycznia, 2021

      macierzyństwo

      Dlaczego przewijałam dziecko w restauracji?

      11 grudnia, 2020

      macierzyństwo

      Kilka słów o klapsach

      5 października, 2020

  • zdrowie psychiczne
    • zdrowie psychiczne

      Nie myl asertywności z agresją.

      31 stycznia, 2022

      zdrowie psychiczne

      Toksyczna pozytywność

      5 października, 2021

      zdrowie psychiczne

      Psychoterapia nie działa?

      15 kwietnia, 2021

      zdrowie psychiczne

      Zapiski z terapii. Skuteczność zamiast kłótni.

      13 kwietnia, 2021

      zdrowie psychiczne

      Zapiski z terapii. Regulacja emocji i przetrwanie kryzysu.

      28 marca, 2021

  • historie
    • moje historie

      Historia porodowa IV. Narodziny Zelii

      27 maja, 2022

      moje historie

      Blizny.

      31 stycznia, 2022

      moje historie

      Galaretka z pigwy

      21 stycznia, 2022

      moje historie

      Przypadki

      14 stycznia, 2022

      moje historie

      Korczyna. Dziennik pewnej wyprawy.

      14 stycznia, 2022

  • #findmomchallenge
    • #findmomchallenge

      #findmomchallenge nr 24

      12 września, 2022

      #findmomchallenge

      #findmomchallenge nr 23

      31 stycznia, 2022

      #findmomchallenge

      #findmomchallenge 22

      13 stycznia, 2022

      #findmomchallenge

      #findmomchallenge 21

      15 kwietnia, 2021

      #findmomchallenge

      #findmomchallenge 20

      15 kwietnia, 2021

Za dużo myślę. Zuzanna Marczyńska
macierzyństwomoje historie

Historia porodowa I. Narodziny Gniewka

by Zuzanna 22 września, 2020
written by Zuzanna 22 września, 2020

…czyli kilka tysięcy słów o rodzeniu.

„Kobieta, gdy rodzi, doznaje smutku, bo przyszła jej godzina. Gdy jednak urodzi dziecię, już nie pamięta o bólu z powodu radości, że się człowiek narodził na świat.” (J 16, 21)
Święta prawda święty Janie!

6 dni przed porodem. 11.01.2014.
Tymczasem – 17 stycznia 2014. Pierwszy dzień 39 tygodnia ciąży. Trochę przed godziną 6.00 rano.
Budzę się, bo Mieszko krząta się po domu przed wyjściem do pracy. Po chwili uświadamiam sobie, że odczuwam delikatne, acz nieco bolesne skurcze. Już raz tak było, przeszło po godzinie. Mimo to – kiedy skurcze się powtarzają, zaczynam być lekko zaniepokojona. Wiem co mam robić – jeśli nie przejdzie trzeba wziąć no-spę, wziąć ciepły prysznic i liczyć skurcze. Mieszko mówi mi to samo i najzupełniej przekonany, że to skurcze przepowiadające, a nie porodowe – jedzie sobie do pracy. Najpierw zmieniam pozycję – tak polecili w poradniku dla ciężarnych. Siadam na łóżku  i czytam dalej. Skurcze co 10 minut – odpręż się, weź prysznic, może przejdzie. Co 7 minut – nie musisz się przejmować, jeszcze czas na wyjście do szpitala. 5 minut – zacznij się szykować. Biorę no-spę, biorę prysznic, zaczynam liczyć skurcze. Dziwne, miały być regularne, co 10 minut a u mnie są co 5 minut, 3 minuty, 4 minuty, minutę, 3 minuty… Odwracam stronę poradnika i czytam „Jeśli Twoje skurcze są nieregularne, ale częstsze niż co 5 minut – nie zwlekaj z wyjazdem do szpitala. Akcja porodowa może być już zaawansowana”.
kartka z zapisami skurczów

Niemożliwe – myślę – przecież nie boli aż tak mocno. Siadam przed kompem i wertuję internet szukając informacji o nieregularnych skurczach, w międzyczasie oznajmiam Idze i Pawłowi na facebookowym czacie, że właśnie mam skurcze – albo mi przejdzie albo dziś urodzę. Na wszelki wypadek idę umyć włosy. Dzwonię do Mieszka pierwszy raz, drugi, trzeci. Po pierwszym etapie niedowierzania, drugim etapie przekonywania mnie bym dalej liczyła skurcze, bo przecież jak mogę mieć tak często skoro miały być co 10 minut, trzecim etapie przeglądania internetu w poszukiwaniu odpowiedzi na wątpliwości – wreszcie stwierdził, że po mnie przyjedzie. Minęła ponad godzina. W międzyczasie skurcze robią się nieco bardziej wyraziste, a ja w panice dzwonię do mamy. Czuję pustkę w żołądku, mam ochotę zjeść jajko sadzone z szynką, ale się rozmyślam. Mama przyjeżdża mnie uspokoić, po jakimś czasie zjawia się i Mieszko. Ze stoickim spokojem tuż przed wyjściem oznajmia mi jeszcze „czekaj, wytrę sobie tylko podeszwy butów”. W drodze do szpitala skurcze robią się regularne – co 5 minut.

.
W szpitalu zjawiamy się o 9.00, w izbie przyjęć czeka spora kolejka osób, więc grzecznie siadam na krzesełku. Okazuje się jednak, że na porodówkę kolejka jest nieco krótsza. Mąż jakiejś innej ciężarnej widząc nasze liczenie skurczy ze stoperem – przepuszcza nas. Krótki wywiad i pani położna zaprasza mnie na KTG. Zestresowany Mieszko stoi 20 minut przed drzwiami, a ja zwijam się na kozetce i staram się oddychać w czasie skurczów miarowo i spokojnie jak przykazano. Po 20 minutach pani położna mówi jakiejś kobiecie, zapisanej na cesarkę „no – to dziś będzie najszczęśliwszy dzień w pani życiu”. Po chwili sprawdza mój zapis KTG i mówi „dziś pani także będzie miała najszczęśliwszy dzień w swoim życiu. Nie ma wątpliwości, że poród się zaczął.” Ogarnia mnie lekkie podniecenie. A więc to tak – skurcze nienajgorsze, takie mocniejsze bóle menstruacyjne co 5 minut, do zniesienia. Czyli tak się rodzi? Podczas gdy od kilku tygodni strasznie się stresowałam, wertowałam w panice i przekonaniu, że jestem nieprzygotowana strony internetowe czytając opisy porodów – nagle, stojąc twarzą w twarz przed faktem rodzenia ogarnia mnie przekonanie, że jestem do tego gotowa i dam radę. Wychodzę do Mieszka z dobrą nowiną i czekam na wizytę ginekologiczną. W międzyczasie piszę smsa do mamy: „rodzę!”. Na wizycie dowiaduję się, że jestem „świetnie rokująca, mam miękką szyjkę, wszystko pięknie, 3 cm rozwarcia”. Myślę „no to nieźle”. Zostaję odesłana na porodówkę, Mieszko idzie po walizkę (oczywiście wcześniej jej nie wyjął, bo nie wierzył że rodzę ;).

..
Położna każe mi siąść na sofie, która okazuje się być przeznaczona dla oczekujących na cesarkę, co oznajmia mi przechodzący chwilę później lekarz. Przesiadam się szybko na inną sofę, choć trochę zazdroszczę im, że wiedzą przynajmniej dokładnie co ich czeka. Na salę porodową wchodzę między 10.30 a 11.00 i przywitana przez dwie przemiłe panie Kasie – położne zasiadam na fotelu i dowiaduję się, że jest już 5 cm rozwarcia. Ekspresowo idzie, panie zachwycone, świetnie się zapowiada. „Będzie chłopiec czy dziewczynka?” pyta położna. „Chłopiec – Gniewko” odpowiadam. „A więc Gniewko jeszcze w wprawdzie nie skumał, że ma się ustawić do wyjścia, ale postaramy się go przekonać, że już powinien zacząć się szykować.” Skurcze się wzmagają, ale ja jestem jeszcze zupełnie rześka i „na chodzie”. Uśmiecham się, żartuję – tylko gdy przychodzi skurcz przystaję i ciężko oddycham. Krążę nerwowo po sali, Mieszko proponuje, że włączy Trójeczkę. Protestuję – nie chcę żadnej muzyki. Zaczynają mi te skurcze coraz bardziej doskwierać. Pani Kasia proponuje lewatywę – ochoczo na nią przystaję, bo słyszałam zewsząd, że to przyspiesza sprawę. „Niech pani spróbuje wytrzymać 10 minut przed wypróżnieniem” zaleca pani Kasia i wychodzi. Wytrzymuję minutę i pędzę do ubikacji. Nagle wszystko zaczyna się intensyfikować – skurcze się wzmagają. Siedzę w łazience i słyszę jak za ścianą drze się rodząca kobieta. Ja też zaczynam się drzeć – ból staje się niesamowicie intensywny, wręcz zwala mnie z nóg. Słyszę, że Mieszko za drzwiami wesoło szczebiocze przez telefon, a ja zwijam się z bólu. Zrywam z siebie przywdzianą 10 minut wcześniej „kreację porodową” czyli koszulę flanelową w kratę i wchodzę pod prysznic. Niestety – na nic się to zdaję. Wychodzę z łazienki w niedopiętej koszuli z wrzaskiem. Wieszam się na Mieszku, przychodzi pani Kasia a ja podniesionym głosem (tak się da!) szepczę teatralnie (zupełnie nieintencjonalnie) „O Matko Boska, jak to boli! O Boże Święty! Nie mogę!”. Dodatkowo jestem głodna. Przecież nic nie jadłam od wczorajszego wieczora, jestem na nogach od 6 rano a już południe. Pani Kasia sprawdza rozwarcie – nadal 5 cm. „Co?! Tak boli i nic się nie zmieniło? Niemożliwe!”.

…
Mieszko nalewa mi ciepłej wody do wanny, jakimś cudem się tam wgramalam i zalegam drąc się przy każdym skurczu. Mieszko próbuje mnie uspokoić i zachęca do zamiany darcia na oddychanie – przekonuje, że będzie mi lepiej. Nie jest mi lepiej, ale staram się oddychać, porykuję jedynie w szczytach skurczu. Mieszko proponuje, że zrobi zdjęcia, a ja, choć przez całą ciążę trułam mu żeby wziął na porodówkę aparat, myślę  w duchu „On chyba zwariował. Czy on nie widzi, że jestem ledwie żywa? Co to za pytanie?”. Zamiast robić mu wyrzuty, osuwam się jednak jeszcze głębiej do wanny, omdlałą ręką stukam lekko w czoło i kiwam głową przecząco.

jedno z niewielu zdjęć, zrobionych przez Mieszka na porodówce
O czym myślę? W skurczu skupiam się na przetrwaniu skurczu (byle do końca, za chwilę minie, dasz radę). Między skurczami oczekuję jak na ścięcie na kolejny skurcz. Jestem pogodzona ze swoją sytuacją – „a więc to muszą przejść kobiety by urodzić ukochane dziecko”. Z bólu i słabości opadam z sił i poddaję się biegowi wydarzeń. Przychodzi pani Kasia – proszę ją o znieczulenie. Muszą mi pobrać krew – wyniki będą za 20 minut i wtedy będą rozmawiać z anestezjologiem. Już wtedy zaczynam mieć przypuszczenia, że mogę z tym znieczuleniem nie zdążyć.  Kiedy położna przychodzi po raz kolejny – wyników jeszcze nie ma, ale jest nieco krwi. Trzeba skontrolować rozwarcie. 8 cm – „oj, ze znieczuleniem to my na pewno nie zdążymy pani Zuziu. Za szybko to idzie. Niedługo będą parte, a na parte już znieczulenia pani nie dostanie”. Po raz kolejny sprawdzają tętno dziecka na KTG, nie widzę ekranu, ale do tej pory było sprawdzane kilkakrotnie gdy tylko siadałam na fotel i wszystko było dobrze.

….
Dalsze wydarzenia tracą dla mnie kolejność chronologiczną, zacierają się, rozmywają, choć przecież byłam świadoma, bez żadnych leków, żadnych znieczuleń. Mieszko pyta pani Kasi czy nalać ciepłej wody do wanny – ona mu odpowiada, że już nie trzeba, do wanny już wchodzić nie będę. Po chwili pojawia się druga pani Kasia i prosi bym zdjęła z ręki moje bransoletki, by łatwiej było wkłuć wenflon. Sprawdza tętno. Wkłuwa się, podłącza kroplówkę, jak się okazuje na nic – podczas akcji porodowej kroplówka nie działa, krew cofa się do rurki. Rozwarcie 9 cm – „będziemy przeć” mówi położna. „Ale pełne rozwarcie to 10 cm” odpowiadam nadzwyczaj bystro jak na poziom bólu, którego doświadczam. „Trochę pomożemy” mówi położna i robi coś, nie wiem czy chcę wiedzieć co, ale działa. Faktycznie zaraz zaczynają się te sławetne skurcze parte. Jesteśmy w trójkę – ja, Mieszko i ona. Sprawdza znów tętno, podpowiada kiedy przeć. Wychodzi. Wraca, a wraz z nią wchodzi więcej osób. Lekarze, położne… razem jakieś 8 osób, wchodzą po kolei, coraz więcej. Nie zastanawiam się o co w tym wszystkim chodzi, nie analizuję sytuacji, wiem, że coś się dzieje. W rzeczywistości (jak dowiaduję się później od Mieszka) najpierw wszedł jeden lekarz ginekolog, a stopniowo liczba obserwatorów zaczęła się powiększać. Jednakże jak już wspominałam – moje poczucie ciągłości czasu gdzieś znikło – pamiętam wszystko jak jakiś sen, wspomnienia straciły żywe kolory, rozmiary odczuwanego bólu się zatarły, twarze ludzi rozmyły… Więc co pamiętam? Coś o tętnie, że zaczęło spadać. Nie moje – dziecka. Rozrywają mnie na strzępy, prę bo każą i krzyczę. W sali obok wciąż krzyczy jakaś inna kobieta. Krzyczymy na zmianę. Nie panikuję, bólu jest za dużo i nie ogarniam, po prostu jestem. Jestem i krzyczę. Każą mi przeć, bardzo wyraźnie nakazują mi przeć, mam wrażenie, że wszystkie położne i lekarze dopingują moje parcie. „Widzę główkę, piękne, gęste włosy” – słyszę od położnej. Pokaźnych gabarytów ginekolog kładzie się prawie całym ciężarem na moim brzuchu. Niewiele czuję emocjonalnie, wiele czuję werbalnie. Ale jednak wyczuwam, że zaczyna się robić bardzo nerwowo. Coś jest nie tak, tylko nie wiem co. Zakładają mi maskę z tlenem na twarz. Wiem, że coś mi wkładają do środka na siłę, domyślam się co to – próżnociąg. Taki „odkurzacz” do wyciągania dziecka, najczęściej stosowany gdy kobieta nie ma już siły przeć. A ja przecież mam. Szarpanie, w jedną, drugą stronę, siłowanie się. Próbują teraz tego próżnociągu użyć, ale im nie wychodzi… nie zasysa, pierwszy, drugi, trzeci raz… W końcu się udaje, za dwunastym razem. „Zuza, przyj jakby od tego wszystko zależało” mówi położna. Staram się, staram się, czuję się na wyczerpaniu, ale prę ile potrafię. „Oddychaj, nabierz powietrza. Musisz dotlenić dziecko” – w panice łykam powietrze by zdążyć przed kolejnym skurczem. Czuję w końcu jak wychodzi głowka, kilka rąk grzebie mi w środku próbując ją wyciągnąć, czuję barki. W końcu widzę Go. Urodziłam. Jest 12:55.

…..

Wszystko ucicha, już nie krzyczę z wysiłku – za to kobieta zza ściany ewidentnie jeszcze rodzi. Nadal słyszę jej wrzaski. Czuję ulgę i niepokój. Położna w skupieniu, jak najszybciej się da – przecina obwiązaną wokół szyi mojego dziecka pępowinę. Gniewko jest blady i się nie rusza. Jestem spokojna, nie panikuję – wiem, że muszę dać mu chwilę czasu, bo musiał się mocno zmęczyć. Mam przed oczami jeden z odcinków „Ekstremalnych porodów”, kiedy kobieta urodziła w domu podduszone pępowiną, bledziutkie i nieruchome dziecko. Takiego flaczka małego, jak Gniewko. Wówczas byłam przerażona, oglądając tą scenę. „Jak to?” myślałam „Przecież dzieci rodzą się różowiutkie i wrzeszczące, a to wygląda jakby nie żyło.”. Tymczasem po podaniu tlenu niemowlę zaczęło cichutko płakać i w rezultacie okazało się, że nic poważnego mu się nie stało. Po kilku minutach jego ciało zaczęło różowieć, i niebawem wyglądało już zupełnie normalnie. Może opatrzność i wówczas czuwała nade mną, że obejrzałam właściwie tylko ten jeden odcinek – i on właśnie okazał się taki potrzebny mojej psychice w tym trudnym momencie. Mojej i Mieszka – bo o dziwo on także pamiętał jak poruszona opowiadałam mu o tym odcinku. Tak więc nie panikowałam. Gniewka natychmiast wzieli do specjalnego stanowiska na sali porodowej, gdzie mogli go obejrzeć, ocenić i pomóc. „4 apgary” słyszę. „Tylko 4? Tak mało?!” – dopiero teraz zaczynam się niepokoić.
stanowisko, przy którym zajęli się Gniewkiem po urodzeniu

Wiem, że ocena apgarów nie musi wcale wpływać na przyszły rozwój dziecka, ale zawsze słyszałam  „10 apgarów”, a teraz nagle tak mało… „Dlaczego nie płacze?” pytam Mieszka. Wiem, jest wyczerpany, nie ma siły. Widzę jak Mieszko waha się czy ma być przy mnie, czy przy dziecku. Widzę wyraźnei napięcie na jego twarzy i dziwne, szeroko otwarte, zdezorientowane oczy. Mija kilka chwil i Gniewko zaczyna słabiutko płakać. Cicho, ale płacze. „Płacze, słyszysz?” mówi Mieszko. Nie muszą dzięki Bogu robić masażu serca, ani podawać tlenu – wystarcza wentylacja workiem ambu, aby zaczął efektywnie oddychać. Najmniej punktów otrzymuje za napięcie mięśniowe – jest tak osłabiony, że nie ma sił się ruszać. Pokazują mi go tylko na chwilkę, widzę go przez kilkanaście sekund – pozwalają pocałować w blade czółko. Potem muszą zabrać na obserwację neonatologiczną. Mierzy 56 cm, waży 3440 g. A mówili, że to będzie mały dzidziuś. Apgary po minucie – 4, po 3 minutach – 5, po 5 minutach – 7, po 10 minutach – 8. „Proszę się nie martwić. Dziecko dobrze się regeneruje, prawdopodobnie nic groźnego mu się nie stało.” mówi mi neonatolog kilkanaście minut później, podczas gdy mnie jeszcze szyją na tym samym fotelu, na ktorym urodziłam. Czuję dokładnie igłę strzykawki ze znieczuleniem, ale jest mi już obojętnie. Zobojętniałam na ból. Poza tym już urodziłam, więc czym się tu przejmować. Znieczulenie słabo działa, po chwili czuję kolejne wkłucia i nici przebiegające przez zszywane rany. Mówię lekarce, że w zasadzie to wszystko czuję. „Możemy jeszcze podać dodatkowe znieczulenie” proponuje. „A, szkoda czasu. Niech pani szyje. Już i tak bardziej nie będzie bolało.” Szyją mnie ponad pół godziny. 

……

Nie wiem ile szwów zakładają, ale wiem, że jest ich dużo. Na parapecie dzwoni telefon, to pewnie mama. Mieszko zdążył jej jeszcze napisać smsa o partych skurczach, ale chyba nie uwierzyła. Przez całe pół godziny szycia nogi trzęsą mi się jak galareta, choć nie jestem spanikowana. Adrenalina działa. Mieszko ciągle trzyma mnie za rękę, tylko na chwilę idzie zobaczyć dzidziusia na neonatologii. „Urodziłam, już urodziłam, już po”. Jestem spokojna. To do mnie zupełnie niepodobne, ale żyję przekonaniem, że skoro mi powiedzieli, że nic mu nie będzie, to nic mu nie będzie. Wszystko będzie dobrze. Nie rozpaczam, choć moje wymarzone 2 godziny z moim pierwszym dzieckiem na piersi, tuż po porodzie, o których tyle się trąbi, które większość kobiet wspomina z rozrzewnieniem jako najwspanialsze chwile w życiu – właśnie zostały mi bezpowrotnie zabrane. Nie było łez wzruszenia, ssania piersi na porodówce – tylko kilka sekund trwające cmoknięcie w czoło. Ale żyje, i nic mu nie będzie. Wywożą mnie na sale poporodową, na której przecież mieliśmy być w trójkę. Jesteśmy w dwójkę. Brzuch pusty, Gniewko na neonatologii. Jest mi trochę przykro, kiedy przywożą tą kobietę, która krzyczała w sali obok –  z jej synkiem. Ale nie rozpaczam, leżę pod kroplówką, zjadam bułkę z szynką zakupioną przez Mieszka w szpitalnym sklepiku i dzwonię do mamy. „Urodziłam” mówię i zaczynam opowiadać. Tą opowieść kontynuuję jeszcze wiele razy, przez kolejne dni, opowiadam ją wielu ludziom, sama analizuję, przeżywam, usiłuję przypomnieć sobie szczególy. Niesamowite jak bardzo z każdym dniem zapominam co się tam działo, jak bardzo nierealnym i odległym snem staje się to każdego dnia, jak bardzo wiele się rozmywa, zlewa, zaciera. I to jest powód, dla którego postanowiłam to wspomnienie zapisać na tyle, na ile pamiętam je miesiąc po. Jest to bardzo osobiste wspomnienie, bardzo naturalistyczne, ale jednocześnie bardzo ludzkie.

Gniewko kilka dni po urodzeniu

…….

Gniewka, dzięki Bogu, przynieśli mi jeszcze tego samego dnia wieczorem. Wyniki gazometrii wieczornej wyszły już idealnie. Pani neonatolog pocieszyła, że chłopiec ma dobry odruch ssania, oddycha i zachowuje się bez zarzutu. Nie byłam w stanie zająć się nim w nocy – wisiała jeszcze nade mną groźba narkozy z powodu dużego krwawienia, do czego na szczęście ostatecznie nie doszło. Ale już od 6.00 rano 18.01 bylismy razem. I jesteśmy razem już od miesiąca.

Tekst napisany 14.02.2014.

manewr kristelleraporód z vacuumporód zabiegowyporodówka w bonifratrachpróżnociągszpital bonifratrów w katowicachvacuumz próżnociągiem
0 comment
2
FacebookTwitterPinterestEmail
Zuzanna

previous post
Opuszczony szpital psychiatryczny
next post
Historia porodowa II. Narodziny Iwka

You may also like

Historia porodowa IV. Narodziny Zelii

27 maja, 2022

Blizny.

31 stycznia, 2022

Galaretka z pigwy

21 stycznia, 2022

Przypadki

14 stycznia, 2022

Korczyna. Dziennik pewnej wyprawy.

14 stycznia, 2022

16 faktów o mnie

13 stycznia, 2022

Dlaczego publikuję zdjęcia moich dzieci w sieci?

15 kwietnia, 2021

10 faktów, które zaskoczyły mnie w ciąży i...

28 stycznia, 2021

Karmienie piersią nie chroni przed… ocenami

11 stycznia, 2021

Moje podsumowanie roku 2020

6 stycznia, 2021

O mnie

O mnie

Zuzanna Marczyńska-Maliszewska

Kobieta Chaos. Absolwentka grafiki na ASP w Katowicach, fotografka, żona architekta, mama trzech synów i córki. Wewnętrzny imperatyw tworzenia realizuje na wiele sposobów. Na co dzień ma problem z prokrastynacją / organizacją (niepotrzebne skreśl, a może raczej nic nie skreślaj) i za dużo myśli. Nie lubi gotować i sprzątać, ale lubi dobre jedzenie i porządek (ot, paradoks). Lubi też opuszczone miejsca, kawę latte o poranku i zapach powietrza po burzy. Więcej >>>

zu.marczynska@gmail.com

Instagram

zuzanna.marczynska

Nie ma uniwersalnych gadżetów, które sprawdzą Nie ma uniwersalnych gadżetów,  które sprawdzą się przy każdym dziecku, ale w tej rolce polecam z czystym sumieniem te, które najbardziej się nam przysłużyły. 

A jakie gadżety sprawdziły się u Was?
Polećcie w komentarzach 👇

#dziecko #instamateczki #instamatki #instamatka #wielodzietni #niemowle #niemowlak #ciaza #rodzew2023 #macierzynstwo #macierzyństwo #macierzynstwobezlukru #macierzynstwobezsciemy #macierzyństwobezściemy #rodzicielstwo #momof4 #mamaczwórki
Dziś skończyłam 35 lat (!) i z tej okazji dziel Dziś skończyłam 35 lat (!) i z tej okazji dzielę się z Wami kolejnym portretem, który robię sobie regularnie w każde urodziny odkąd skończyłam okrągłą trzydziestkę. Poprzednie możecie obejrzeć w karuzeli.

Cóż mogę powiedzieć? Mimo, że ta magiczna cyferka z przodu przeskoczyła mi dobre 5 lat temu na trójkę - wciąż nie odnajduję się w byciu trzydziestolatką. Wciąż mam poczucie, że  mam jakieś max 27 lat chociaż doskonale wiem,  że od tego czasu przeszłam ogromną przemianę wewnętrzną i bardzo wiele się we mnie zmieniło. A jednak - ja i 35 lat? Totalnie mi to nie pasuje mimo,  że od zawsze lubiłam towarzystwo starszych ode mnie osób i dobrze się w nim czułam. Zaczynam jednak coraz wyraźniej dostrzegać  ludzi wokół mnie, którzy są całkiem dorośli, dojrzali, wykształceni, ogarnięci życiowo i zawodowo, czasem mają już pozakładane rodziny,  dzieci i są coraz młodsi ode mnie. I to już nie 3, 5, ale 7 czy 10 lat 😱 kiedy to się stało? Jeszcze bardziej zabawne jest to,  że sama wyszłam za gościa 10 lat ode mnie starszego i on mógł o mnie myśleć wówczas to samo 😆

Suma summarum nie widzę wielkiej różnicy między mną a osobami o dekadę ode mnie młodszymi. Nie czuję jej, nie zauważam. Mają może ciut mniejsze doświadczenie życiowe,  ale w zasadzie mentalnie mam poczucie pozostania na tym właśnie etapie 🤣 POMIMO posiadania czwórki dzieci.

A jak jest u Was?

#urodziny #35lat #solenizantka #birthday #birthdaygirl #portret #kobietapotrzydziestce
Dawno nie wrzucałam wnętrzarskich postów, bo w Dawno nie wrzucałam wnętrzarskich postów,  bo w ostatnim czasie ciągle miałam balagan I nic nowego się nie działo.  Ale przypominam,  że w listopadzie napisałam duży post na bloga (z masą zdjęć i listą materiałów z których korzystałam) o metamorfozie pokoju Zelii i tam Was zapraszam gorąco. 

Przyznać się,  kto trafił do mnie z powodu wnętrz? 😃
.
.
.
.
.

#interiors #interiordesign #bohohome #polskiewnetrza #wnetrzazesmakiem #wnetrza #wnętrza #wnetrzarskieinspiracje #domoweinspiracje #domtanimkosztem #wnetrzazpazurem #polskiewnetrza #polishboho #architekturawnętrz #remontdomu #remont #mojemieszkanie #mojdom #mójdom
Kto zaliczył awanturę o wymieszany makaron, któ Kto zaliczył awanturę o wymieszany makaron, który miał być tylko polany sosem? 😱😱😱😆 moje wieloletnie doświadczenie podpowiada, że ZAWSZE TRZEBA ZAPYTAĆ,  bo inaczej może się źle skończyć 🤪 a jak tam u Was? O co Wasze dzieci zrobiły najbardziej absurdalne awantury?

#rodzicembyć #macierzynstwobezlukru #macierzyństwo #macierzynstwobezsciemy #macierzyństwobezściemy #matkapolka #rodzicielstwo #śmieszne
Dla nas to był dobry rok. Jest z nami Zelia ❤️
A jaki był dla Was 2022?
.
.
.
.
.
.

#podsumowanieroku #rok2022 #podsumowanieroku2022 #2022 #wielodzietni #macierzyństwo #matkapolka #rodzicembyć
Po raz kolejny dotarła do mnie prawdziwość stwi Po raz kolejny dotarła do mnie prawdziwość stwierdzenia, że "Nie to ładne, co ładne, lecz to, co się komu podoba" po podzieleniu się metamorfozą pokoju Zelii na fejsbukowych grupach wnętrzarskich. Przyjęcie było generalnie bardzo ciepłe, wręcz entuzjastyczne, ale jak zwykle - zjawiło się też paru malkontentów, którzy uznali za stosowne skrytykować i to dosyć złośliwie. Nie zrozumcie mnie źle - nie mam problemu z tym, że komuś się ten pokój nie podoba. Nie da się wpasować w każde gusta. Jednocześnie jestem zdania, że kultura na polskich forach internetowych leży i kwiczy. Ludzie nie potrafią czytać ze zrozumieniem, nie wiedzą czym jest konstruktywna krytyka, a przede wszystkim - nie zwracają uwagę czy zostali o nią w ogóle poproszeni. Jest różnica między pytaniem "Co sądzicie o mojej metamorfozie?" a stwierdzeniem "Chcę się pochwalić metamorfozą". 
Na kolejnych slajdach macie przykład kilku komentarzy jakimi uraczyła mnie jedna z internautek 😄

Ale ja dziś nie o tym. Ten "wstrętny obrazek czarnych dzieci" to pamiątka po mojej babci - przedwojenna wycinanka. Dwa lata leżała i czekała na swój czas (druga wycinanka z Kopciuszkiem wisi w galerii przy schodach). Od początku wiedziałam, że zasługuje na wyjątkową oprawę - dlatego napisałam w tej sprawie do Martyny z @oprawiamy_w_ramy #współpracareklamowa 🥰 Od dawna obserwowałam jej ramiarską pasję, nietuzinkowo i megajakościowo skomponowane oprawy i wiedziałam, że z tym obrazkiem uderzam tylko do niej, nikogo innego. Wysłałam jeden, a przyszły dwa - jeden to prezent z grafiką @mysiogonek ❤️ Obie ramy idealnie pasują i do siebie i do kolorów oraz retro klimatu pokoju. Na dodatek szyby są matowe i nie odbijają tak mocno światła - od razu widać, które ramki w galerii to te porządne, a które to ikeowska tanioszka (no offence, mam mnóstwo ramek z Ikei 😅). Przy okazji zapraszam Was serdecznie na kanał YT @oprawiamy_w_ramy, który Martyna prowadzi od niedawna i dzieli się bardzo pomocnymi radami w temacie oprawy, doboru ramek i odpowiada na najczęstsze pytania klientów. 

Co sądzicie o komentarzach z karuzeli? Macie podobne doświadczenia z kulturą wypowiedzi na internetowych forach? 🤔

#pokojdziewczynki#pokojdziecka
Uspokajam! Nie zachorowałam jeszcze na grypę w Uspokajam! Nie zachorowałam jeszcze na grypę  w tym sezonie (i mam nadzieję  nie zachorować), ale w związku z tym, że uderzyła mnie tegoroczna skala zachorowań na ten patogen wśród bliższych i dalszych znajomych - postanowiłam stworzyć dla Was posta z najbardziej podstawowymi informacjami na temat grypy.

Przede wszystkim GRYPA TO NIE JEST PRZEZIĘBIENIE. Jeśli przez kilka dni leżysz w łóżku zmieciony wysoką gorączką - to istnieje duże prawdopodobieństwo, że to właśnie była grypa. Więcej niż pewne jest,  że to nie było zwykle przeziębienie.

Druga ważna sprawa o której wiele osób NIE wie - ISTNIEJĄ LEKI PRZECIWWIRUSOWE NA GRYPĘ, NA RECEPTĘ i można w niektórych przypadkach podać je również profilaktycznie, po ekspozycji na wirus. U większości chorych na grypę wystarcza jednak leczenie objawowe: odpoczynek, dużo snu, spożywanie dużej ilości płynów i przyjmowanie leków przeciwgorączkowych i przeciwbólowych. Ważne: LECZENIE USTALA LEKARZ.

Dla dzieci (zwłaszcza do 5 roku życia) statystycznie groźniejsza pod kątem powikłan jest grypa niż covid. Aktualnie połowę chorych i większą część hospitalizacji  stanowią dzieci (zakaźność jest wysoka, a objawy bardziej intensywne niż u dorosłych).

My przechorowaliśmy grypę 5 lat temu rodzinnie (byłam w ciąży,  a Iwo miał 1,5 roku) i wychodziliśmy z powikłań przez miesiąc, a dwa tygodnie były koszmarne. Od tego czasu się szczepimy regularnie mimo, że zdajemy sobie sprawę,  że to nie daje gwarancji (skuteczność 40-60%), ale minimalizuje ryzyko. Rok temu w ciąży z Zelią zaszczepiłam się zarówno na Covid jak i grypę. W tym roku ze względu na nasze choroby nie zdążyłam zaszczepić Zelii (potrzebuje dwóch dawek) i bardzo się martwię żeby się nie zaraziła.

Dajcie znać w komentarzach czy przechodziliście kiedykolwiek grypę? A może macie ją za sobą w tym sezonie? I przy okazji - czy wiecie,  że macie szansę zachorować na inny typ grypy wc tym samym sezonie? 🙈

Ps. Zdjęcie testu pozytywnego 4w1 (blada kreska) na grypę typu A użyczyła @zborowskazofia, dziękuję ❤️

#grypa #epidemia #wirus #influenza #choroba #szczepienia #dzieci
#macierzyństwobezściemy #macierzynstwo  #macierzynstwobezlukru #pediatria #zdrowie #medycyna #szczepienia
Życzymy wszystkim ZDROWYCH i Wesołych Świąt 🎄
W karuzeli możecie zobaczyć nasze zdjęcia świąteczne z minionych czterech lat 😄

#wigilia #wigilia2022 #wesolychswiat #wesołychświąt #bozenarodzenie #bożenarodzenie #bożenarodzenie2022 #wielodzietni #wielodzietnitakmają
Kilka świątecznych zdjęć niech lekko osłodzi Kilka świątecznych zdjęć niech lekko osłodzi atmosferę w obliczu tej sztafety chorób, która zdaje się nie mieć końca. Jeden zdrowieje,  drugi zaczyna, trzeci kończy, czwarty jest w trakcie i tak w kółko.  Wirusy lżejsze i cięższe, niektórych prawie nie zauważam,  inne dają srogo popalić. Ten przechodzi lekko, tamten ciężko, ten sam wirus objawia się na różne sposoby. Ufff... mam dosyć.  Oczywiście najbardziej mnie stresują choroby Zelii, bo wiadomo,  że taki maluch nawet nie powie co mu dolega 😢 Na szczęście jak dotąd z wszystkiego dziewczyna wyszła obronną ręką póki co, bez komplikacji. Jedynie waga jej spadła z 10 na 3 centyl, ale od paru dni apetyt wrócił ze zdwojoną siłą,  więc liczę,  że zdąży przytyć wystarczająco przed kolejnym choróbskiem 🙈 

Przez to wszystko ostatnio reaguję panicznie na wszelkie objawy (dziś w nocy przeżyłam chwile grozy gdy Joszka obudził ból gardła, na szczęście dziś sytuacja wygląda to znacznie bardziej optymistycznie), ostatnio stresowały mnie wzmożone pobudki nocne Zelii (kto wie, może z tego samego powodu?), na szczęście jest już poprawa. Szkoda, że lista nowych problemów zdaje się nigdy nie kończyć. 

Ostatnio moje stories to głównie opisy chorób i livestream z domowego życia - na nic innego za bardzo mnie nie stać. Liczę,  że będziecie wyrozumiali, zwłaszcza,  że czytając komentarze pod przedostatnim postem i widząc co się dzieje wokół - zakładam, że w wielu domach jest podobnie. 

Jak u Was? Zapowiadają się święta zgodnie z planem czy w izolacji? 😩

PS 1. Zelia w końcu zaczęła porządnie pełzać.  Długo jej to zajęło w porównaniu z braćmi,  ale progres jest!

PS 2. Na ekranie TV Ville Valo na którego koncert wybieram się w lutym 😍😍😍

#święta
#świętabożegonarodzenia #choinka🎄 #choinka #dziecko #matkapolka #matki #macierzynstwobezsciemy #macierzyństwobezściemy #macierzyństwo #macierzynstwo #bożenarodzenie #polskiewnetrza #polishboho #wnetrzazesmakiem #wnetrza #wnetrzazpazurem #wnetrzarskieinspiracje #instamateczki #villevalo
Load More...

TU TEŻ JESTEM

Facebook Instagram Pinterest Email

OSTATNIE POSTY

  • Pokój Zelii po metamorfozie – zobacz jak go urządziłam!

    26 października, 2022
  • #findmomchallenge nr 24

    12 września, 2022
  • Historia porodowa IV. Narodziny Zelii

    27 maja, 2022
  • #findmomchallenge nr 23

    31 stycznia, 2022
  • Nie myl asertywności z agresją.

    31 stycznia, 2022

Kategorie

  • #findmomchallenge (25)
  • macierzyństwo (15)
  • moim zdaniem (19)
  • moje historie (20)
  • Uncategorized (4)
  • wnętrza (6)
  • zdrowie psychiczne (18)

Instagram

zuzanna.marczynska

Nie ma uniwersalnych gadżetów, które sprawdzą Nie ma uniwersalnych gadżetów,  które sprawdzą się przy każdym dziecku, ale w tej rolce polecam z czystym sumieniem te, które najbardziej się nam przysłużyły. 

A jakie gadżety sprawdziły się u Was?
Polećcie w komentarzach 👇

#dziecko #instamateczki #instamatki #instamatka #wielodzietni #niemowle #niemowlak #ciaza #rodzew2023 #macierzynstwo #macierzyństwo #macierzynstwobezlukru #macierzynstwobezsciemy #macierzyństwobezściemy #rodzicielstwo #momof4 #mamaczwórki
Dziś skończyłam 35 lat (!) i z tej okazji dziel Dziś skończyłam 35 lat (!) i z tej okazji dzielę się z Wami kolejnym portretem, który robię sobie regularnie w każde urodziny odkąd skończyłam okrągłą trzydziestkę. Poprzednie możecie obejrzeć w karuzeli.

Cóż mogę powiedzieć? Mimo, że ta magiczna cyferka z przodu przeskoczyła mi dobre 5 lat temu na trójkę - wciąż nie odnajduję się w byciu trzydziestolatką. Wciąż mam poczucie, że  mam jakieś max 27 lat chociaż doskonale wiem,  że od tego czasu przeszłam ogromną przemianę wewnętrzną i bardzo wiele się we mnie zmieniło. A jednak - ja i 35 lat? Totalnie mi to nie pasuje mimo,  że od zawsze lubiłam towarzystwo starszych ode mnie osób i dobrze się w nim czułam. Zaczynam jednak coraz wyraźniej dostrzegać  ludzi wokół mnie, którzy są całkiem dorośli, dojrzali, wykształceni, ogarnięci życiowo i zawodowo, czasem mają już pozakładane rodziny,  dzieci i są coraz młodsi ode mnie. I to już nie 3, 5, ale 7 czy 10 lat 😱 kiedy to się stało? Jeszcze bardziej zabawne jest to,  że sama wyszłam za gościa 10 lat ode mnie starszego i on mógł o mnie myśleć wówczas to samo 😆

Suma summarum nie widzę wielkiej różnicy między mną a osobami o dekadę ode mnie młodszymi. Nie czuję jej, nie zauważam. Mają może ciut mniejsze doświadczenie życiowe,  ale w zasadzie mentalnie mam poczucie pozostania na tym właśnie etapie 🤣 POMIMO posiadania czwórki dzieci.

A jak jest u Was?

#urodziny #35lat #solenizantka #birthday #birthdaygirl #portret #kobietapotrzydziestce
Dawno nie wrzucałam wnętrzarskich postów, bo w Dawno nie wrzucałam wnętrzarskich postów,  bo w ostatnim czasie ciągle miałam balagan I nic nowego się nie działo.  Ale przypominam,  że w listopadzie napisałam duży post na bloga (z masą zdjęć i listą materiałów z których korzystałam) o metamorfozie pokoju Zelii i tam Was zapraszam gorąco. 

Przyznać się,  kto trafił do mnie z powodu wnętrz? 😃
.
.
.
.
.

#interiors #interiordesign #bohohome #polskiewnetrza #wnetrzazesmakiem #wnetrza #wnętrza #wnetrzarskieinspiracje #domoweinspiracje #domtanimkosztem #wnetrzazpazurem #polskiewnetrza #polishboho #architekturawnętrz #remontdomu #remont #mojemieszkanie #mojdom #mójdom
Kto zaliczył awanturę o wymieszany makaron, któ Kto zaliczył awanturę o wymieszany makaron, który miał być tylko polany sosem? 😱😱😱😆 moje wieloletnie doświadczenie podpowiada, że ZAWSZE TRZEBA ZAPYTAĆ,  bo inaczej może się źle skończyć 🤪 a jak tam u Was? O co Wasze dzieci zrobiły najbardziej absurdalne awantury?

#rodzicembyć #macierzynstwobezlukru #macierzyństwo #macierzynstwobezsciemy #macierzyństwobezściemy #matkapolka #rodzicielstwo #śmieszne
Dla nas to był dobry rok. Jest z nami Zelia ❤️
A jaki był dla Was 2022?
.
.
.
.
.
.

#podsumowanieroku #rok2022 #podsumowanieroku2022 #2022 #wielodzietni #macierzyństwo #matkapolka #rodzicembyć
Po raz kolejny dotarła do mnie prawdziwość stwi Po raz kolejny dotarła do mnie prawdziwość stwierdzenia, że "Nie to ładne, co ładne, lecz to, co się komu podoba" po podzieleniu się metamorfozą pokoju Zelii na fejsbukowych grupach wnętrzarskich. Przyjęcie było generalnie bardzo ciepłe, wręcz entuzjastyczne, ale jak zwykle - zjawiło się też paru malkontentów, którzy uznali za stosowne skrytykować i to dosyć złośliwie. Nie zrozumcie mnie źle - nie mam problemu z tym, że komuś się ten pokój nie podoba. Nie da się wpasować w każde gusta. Jednocześnie jestem zdania, że kultura na polskich forach internetowych leży i kwiczy. Ludzie nie potrafią czytać ze zrozumieniem, nie wiedzą czym jest konstruktywna krytyka, a przede wszystkim - nie zwracają uwagę czy zostali o nią w ogóle poproszeni. Jest różnica między pytaniem "Co sądzicie o mojej metamorfozie?" a stwierdzeniem "Chcę się pochwalić metamorfozą". 
Na kolejnych slajdach macie przykład kilku komentarzy jakimi uraczyła mnie jedna z internautek 😄

Ale ja dziś nie o tym. Ten "wstrętny obrazek czarnych dzieci" to pamiątka po mojej babci - przedwojenna wycinanka. Dwa lata leżała i czekała na swój czas (druga wycinanka z Kopciuszkiem wisi w galerii przy schodach). Od początku wiedziałam, że zasługuje na wyjątkową oprawę - dlatego napisałam w tej sprawie do Martyny z @oprawiamy_w_ramy #współpracareklamowa 🥰 Od dawna obserwowałam jej ramiarską pasję, nietuzinkowo i megajakościowo skomponowane oprawy i wiedziałam, że z tym obrazkiem uderzam tylko do niej, nikogo innego. Wysłałam jeden, a przyszły dwa - jeden to prezent z grafiką @mysiogonek ❤️ Obie ramy idealnie pasują i do siebie i do kolorów oraz retro klimatu pokoju. Na dodatek szyby są matowe i nie odbijają tak mocno światła - od razu widać, które ramki w galerii to te porządne, a które to ikeowska tanioszka (no offence, mam mnóstwo ramek z Ikei 😅). Przy okazji zapraszam Was serdecznie na kanał YT @oprawiamy_w_ramy, który Martyna prowadzi od niedawna i dzieli się bardzo pomocnymi radami w temacie oprawy, doboru ramek i odpowiada na najczęstsze pytania klientów. 

Co sądzicie o komentarzach z karuzeli? Macie podobne doświadczenia z kulturą wypowiedzi na internetowych forach? 🤔

#pokojdziewczynki#pokojdziecka
Uspokajam! Nie zachorowałam jeszcze na grypę w Uspokajam! Nie zachorowałam jeszcze na grypę  w tym sezonie (i mam nadzieję  nie zachorować), ale w związku z tym, że uderzyła mnie tegoroczna skala zachorowań na ten patogen wśród bliższych i dalszych znajomych - postanowiłam stworzyć dla Was posta z najbardziej podstawowymi informacjami na temat grypy.

Przede wszystkim GRYPA TO NIE JEST PRZEZIĘBIENIE. Jeśli przez kilka dni leżysz w łóżku zmieciony wysoką gorączką - to istnieje duże prawdopodobieństwo, że to właśnie była grypa. Więcej niż pewne jest,  że to nie było zwykle przeziębienie.

Druga ważna sprawa o której wiele osób NIE wie - ISTNIEJĄ LEKI PRZECIWWIRUSOWE NA GRYPĘ, NA RECEPTĘ i można w niektórych przypadkach podać je również profilaktycznie, po ekspozycji na wirus. U większości chorych na grypę wystarcza jednak leczenie objawowe: odpoczynek, dużo snu, spożywanie dużej ilości płynów i przyjmowanie leków przeciwgorączkowych i przeciwbólowych. Ważne: LECZENIE USTALA LEKARZ.

Dla dzieci (zwłaszcza do 5 roku życia) statystycznie groźniejsza pod kątem powikłan jest grypa niż covid. Aktualnie połowę chorych i większą część hospitalizacji  stanowią dzieci (zakaźność jest wysoka, a objawy bardziej intensywne niż u dorosłych).

My przechorowaliśmy grypę 5 lat temu rodzinnie (byłam w ciąży,  a Iwo miał 1,5 roku) i wychodziliśmy z powikłań przez miesiąc, a dwa tygodnie były koszmarne. Od tego czasu się szczepimy regularnie mimo, że zdajemy sobie sprawę,  że to nie daje gwarancji (skuteczność 40-60%), ale minimalizuje ryzyko. Rok temu w ciąży z Zelią zaszczepiłam się zarówno na Covid jak i grypę. W tym roku ze względu na nasze choroby nie zdążyłam zaszczepić Zelii (potrzebuje dwóch dawek) i bardzo się martwię żeby się nie zaraziła.

Dajcie znać w komentarzach czy przechodziliście kiedykolwiek grypę? A może macie ją za sobą w tym sezonie? I przy okazji - czy wiecie,  że macie szansę zachorować na inny typ grypy wc tym samym sezonie? 🙈

Ps. Zdjęcie testu pozytywnego 4w1 (blada kreska) na grypę typu A użyczyła @zborowskazofia, dziękuję ❤️

#grypa #epidemia #wirus #influenza #choroba #szczepienia #dzieci
#macierzyństwobezściemy #macierzynstwo  #macierzynstwobezlukru #pediatria #zdrowie #medycyna #szczepienia
Load More...

Newsletter

Subscribe my Newsletter for new blog posts, tips & new photos. Let's stay updated!

  • Facebook
  • Instagram
  • Pinterest
  • Email

@2019 - All Right Reserved. Designed and Developed by PenciDesign


Back To Top

Read alsox

O treningu snu i kryzysie matki bliskościowej

5 października, 2020

Po co mi blog? I o czym tu będę pisać?

17 września, 2020

Historia porodowa III. Narodziny Joszka

22 września, 2020