Za dużo myślę. Zuzanna Marczyńska
  • strona główna
  • o mnie
  • moim zdaniem
    • moim zdaniem

      Gniewko, Iwko, Joszko, czyli “dziwne” imiona naszych dzieci

      6 stycznia, 2021

      moim zdaniem

      Legalna aborcja w Polsce. Pytania i odpowiedzi.

      17 listopada, 2020

      moim zdaniem

      Aborcja w Polsce

      5 października, 2020

      moim zdaniem

      W mojej głowie nie ma wewnętrznego narratora

      3 października, 2020

      moim zdaniem

      Moja recenzja serialu “Nowy Papież”

      3 października, 2020

  • wnętrza
    • wnętrza

      “Zapominanie” – o moim cyklu grafik

      24 lutego, 2021

      wnętrza

      Jak zrobić galerię ścienną?

      22 listopada, 2020

      wnętrza

      Metamorfoza sypialni

      7 października, 2020

      wnętrza

      O mojej różowej łazience

      7 października, 2020

  • macierzyństwo
    • macierzyństwo

      10 faktów, które zaskoczyły mnie w ciąży i…

      28 stycznia, 2021

      macierzyństwo

      Karmienie piersią nie chroni przed… ocenami

      11 stycznia, 2021

      macierzyństwo

      Dlaczego przewijałam dziecko w restauracji?

      11 grudnia, 2020

      macierzyństwo

      Kilka słów o klapsach

      5 października, 2020

      macierzyństwo

      O treningu snu i kryzysie matki bliskościowej

      5 października, 2020

  • zdrowie psychiczne
    • zdrowie psychiczne

      Zapiski z terapii. STOP.

      21 listopada, 2020

      zdrowie psychiczne

      Zapiski z terapii. Dialektyka.

      17 listopada, 2020

      zdrowie psychiczne

      Nie umiem w bycie nieustannie produktywną

      3 października, 2020

      zdrowie psychiczne

      Wysoka wrażliwość czy nadwrażliwość?

      3 października, 2020

      zdrowie psychiczne

      Psychoterapia CBT (poznawczo-behawioralna), a psychodynamiczna. Moja perspektywa.

      29 września, 2020

  • historie
    • moje historie

      Moje podsumowanie roku 2020

      6 stycznia, 2021

      moje historie

      O moim malowaniu słów kilka.

      27 grudnia, 2020

      moje historie

      Brzegi. Wspomnienie dzieciństwa.

      27 grudnia, 2020

      moje historie

      Co mi daje blogowanie?

      8 grudnia, 2020

      moje historie

      Cześć, jestem Zuza.

      21 listopada, 2020

  • #findmomchallenge
    • #findmomchallenge

      #findmomchallenge 19

      6 stycznia, 2021

      #findmomchallenge

      #Findmomchallenge 18

      8 grudnia, 2020

      #findmomchallenge

      #Findmomchallenge 17

      17 listopada, 2020

      #findmomchallenge

      #Findmomchallenge 16

      29 września, 2020

      #findmomchallenge

      #Findmomchallenge 15

      29 września, 2020

  • strona główna
  • o mnie
  • moim zdaniem
    • moim zdaniem

      Gniewko, Iwko, Joszko, czyli “dziwne” imiona naszych dzieci

      6 stycznia, 2021

      moim zdaniem

      Legalna aborcja w Polsce. Pytania i odpowiedzi.

      17 listopada, 2020

      moim zdaniem

      Aborcja w Polsce

      5 października, 2020

      moim zdaniem

      W mojej głowie nie ma wewnętrznego narratora

      3 października, 2020

      moim zdaniem

      Moja recenzja serialu “Nowy Papież”

      3 października, 2020

  • wnętrza
    • wnętrza

      “Zapominanie” – o moim cyklu grafik

      24 lutego, 2021

      wnętrza

      Jak zrobić galerię ścienną?

      22 listopada, 2020

      wnętrza

      Metamorfoza sypialni

      7 października, 2020

      wnętrza

      O mojej różowej łazience

      7 października, 2020

  • macierzyństwo
    • macierzyństwo

      10 faktów, które zaskoczyły mnie w ciąży i…

      28 stycznia, 2021

      macierzyństwo

      Karmienie piersią nie chroni przed… ocenami

      11 stycznia, 2021

      macierzyństwo

      Dlaczego przewijałam dziecko w restauracji?

      11 grudnia, 2020

      macierzyństwo

      Kilka słów o klapsach

      5 października, 2020

      macierzyństwo

      O treningu snu i kryzysie matki bliskościowej

      5 października, 2020

  • zdrowie psychiczne
    • zdrowie psychiczne

      Zapiski z terapii. STOP.

      21 listopada, 2020

      zdrowie psychiczne

      Zapiski z terapii. Dialektyka.

      17 listopada, 2020

      zdrowie psychiczne

      Nie umiem w bycie nieustannie produktywną

      3 października, 2020

      zdrowie psychiczne

      Wysoka wrażliwość czy nadwrażliwość?

      3 października, 2020

      zdrowie psychiczne

      Psychoterapia CBT (poznawczo-behawioralna), a psychodynamiczna. Moja perspektywa.

      29 września, 2020

  • historie
    • moje historie

      Moje podsumowanie roku 2020

      6 stycznia, 2021

      moje historie

      O moim malowaniu słów kilka.

      27 grudnia, 2020

      moje historie

      Brzegi. Wspomnienie dzieciństwa.

      27 grudnia, 2020

      moje historie

      Co mi daje blogowanie?

      8 grudnia, 2020

      moje historie

      Cześć, jestem Zuza.

      21 listopada, 2020

  • #findmomchallenge
    • #findmomchallenge

      #findmomchallenge 19

      6 stycznia, 2021

      #findmomchallenge

      #Findmomchallenge 18

      8 grudnia, 2020

      #findmomchallenge

      #Findmomchallenge 17

      17 listopada, 2020

      #findmomchallenge

      #Findmomchallenge 16

      29 września, 2020

      #findmomchallenge

      #Findmomchallenge 15

      29 września, 2020

Za dużo myślę. Zuzanna Marczyńska
macierzyństwo

Dlaczego przewijałam dziecko w restauracji?

by Zuzanna 11 grudnia, 2020
written by Zuzanna 11 grudnia, 2020
Odpowiedź na felieton Agnieszki Kublik: “Pampers z niespodzianką”

Tekst opublikowany 4 stycznia 2015 roku

Na moim prywatnym profilu fejsbukowym wywiązała się kolejna mała wojenka. Kiedyś była taka jedna o publicznym karmieniu piersią. Teraz jest o przewijaniu dzieci w restauracjach.

Wszystko zaczęło się od niedawnego felietonu Agnieszki Kublik z Gazety Wyborczej – pt. “Pampers z niespodzianką. To nie jest felieton przeciwko matkom.” Pozwoliłam sobie pogrubić co bardziej irytujące fragmenty owego tekstu, który cytuję poniżej:

“Naprzeciw nas dwa małżeństwa (albo partnerzy, kto to dziś wie). Siedzą w rogu, na sporej kanapie (to ważne; dlaczego – o tym za chwilę). Są z dziećmi. To dwie dziewczynki, starsza tak około trzech-czterech lat, młodsza koło roku. Świergoczą, śmieją się. Urocze. Dziś nie jesteśmy już szczególnie wyczuleni na małe dzieci np. w restauracjach. Już się przyzwyczailiśmy, że rodzice ciągną je ze sobą wszędzie. (…) Piski, wiski, można nie usłyszeć własnych myśli, dosłownie. Rodzicom to nie przeszkadza. Nasi amerykańscy znajomi są zszokowani, dla nich to po prostu brak kultury.
Siedzę przodem do tych maluchów i nagle widzę, że ta młodsza ląduje na kanapie. Matka zaczyna ją rozbierać, ściąga majtasy i zmienia małej pampersa. Reszta ich towarzystwa nie reaguje. Widać wymiana pampersa z niespodzianką to dla nich normalka, nawet w restauracji, na oczach obcych.
Patrzę na te czynności higieniczne, choć wcale nie chcę. Siedzę w końcu nad talerzem z kolacją. Oglądanie pampersa z niespodzianką przyprawia mnie o mdłości. Ale patrzę bezwiednie, bo mam tę całą scenę dosłownie pod nosem. Wszystko trwa chwilę, mała jest już ubrana, matka bierze zwinięty pampers i niesie go do toalety. I wierzcie mi, nie chcę, ale nie umiem nie myśleć o tym, co jest w środku, co jest – jak by to napisać – transportowane obok mnie. Co za chwilę wyląduje w koszu w toalecie i będzie tam leżeć i ciągle o sobie przypominać. Zapachem, rozumiecie, co mam na myśli, prawda? Moi znajomi tego wszystkiego nie doświadczają. Siedzą tyłem do tych, a jakże, całkiem zaradnych rodziców. Relacjonuję im, na co musiałam – zupełnie nie chcąc – patrzeć. Gorąco dyskutujemy. Mogła czy nie mogła? W toalecie nie ma przewijaka, więc gdzie miała tego pampersa zmienić? Może przy pomocy ojca dałaby radę w toalecie? Nie przyszło jej to do głowy, zrobiła to tam, gdzie właśnie była, bez żadnego zażenowania. A co z dzieckiem? Zostało publicznie obnażone! Może powinna od razu wyjść i jechać do domu i tam pozbyć się pampersa z niespodzianką? A może, planując obiad w restauracji, powinna przewinąć małą tuż przed wyjściem z domu? Ostatecznie dochodzimy do wniosku, że zrobiła rzecz niedopuszczalną. I że – co gorsza – najpewniej w ogóle nie ma o tym pojęcia!”

Jej bachor – jej problem

Konkluzja pani redaktor i jej amerykańskich znajomych jest jednoznaczna: matka zrobiła rzecz niedopuszczalną! Absolutnie karygodną. Mogła zrobić cokolwiek. Najlepiej natychmiast zaprzestać jedzenia i w panice wybiec z dzieckiem na ramieniu. Gdziekolwiek. Na ulicę, do domu. Kogo obchodzi dokąd?! W końcu najważniejszy jest komfort reszty klientów, nie jakiegoś bachora, którego matka “zaciągnęła” do restauracji, zamiast siedzieć z nim w domu. Komfort dziecka jest mniej istotny niż komfort dorosłych klientów. Przecież może siedzieć z brudną pieluchą – w końcu dziecko to jakby trochę mniej człowiek. I na dodatek prywatny problem i bagaż matki (bo w swoim tekście pani Kublik odnosi się przede wszystkim do matki – ojciec jest postacią poboczną). Jej osobista fanaberia. Skoro już musiała “CIĄGNAĆ” tego bachora ze sobą do włoskiej knajpki – to niech teraz coś wymyśli! Jej bachor – jej problem.

A pani redaktor przeżyła traumę. W prawdzie prawdopodobnie nikt poza nią samą tej szybkiej procedury zmiany pieluchy nie zauważył (sama przyznała, że matka uwinęła się w ekspresowym tempie) – to jednak Pampers z niespodzianką czyhał gdzieś tam w czeluściach kosza na śmieci. Pewnie kilka metrów dalej, ale przecież jednak tam był. I ona już nie mogła przestać o nim myśleć do końca wieczora.

Kogo by tu jeszcze powykluczać?

Niemowlęta i małe dzieci nie są mniej ważne od dorosłych tylko dlatego, że są małe i nie potrafią same się o siebie zatroszczyć. Nie są gorsze dlatego, że nie potrafią jeszcze zrobić kupy i siku w toalecie. Czy przez to powinny siedzieć z opiekunami w domu i nigdzie nie wychodzić? Czy przestrzeń publiczna jest i czy powinna być podporządkowana tylko pełnosprawnym, zdrowym i dorosłym? Owszem, może nam się coś nie podobać, możemy odczuwać dyskomfort w pewnych sytuacjach – ale pewna wyrozumiałość byłaby jednak wskazana. Mnie też nieco irytuje, że na każdej mszy w moim kościele jest chory umysłowo facet, który drze się niesamowicie głośno za każdym razem, gdy śpiewa lub mówi. Mój dyskomfort nie jest powodem wykluczenia go z kościoła. Staram się stawać z dala od niego. Na innej mszy trafiła się osoba upośledzona umysłowo, która przy każdej odpowiedzi, wyznaniu wiary, modlitwie – mówiła bardzo głośno coś zupełnie innego. Ot, wymyślone przez siebie słowa. Również było to dość irytujące i na dodatek mylące, a mimo to nie przyszłoby mi do głowy postulowanie, że takie osoby nie powinny przychodzić na msze. Denerwują mnie z kolei z przyczyn higienicznych (bo argument higieny przewijał się także wśród argumentów za nie przewijaniem dzieci w restauracji) – osoby chore, przeziębione, zasmarkane, kaszlące, nie zasłaniające ust i ziejące zarazą, które zupełnie nie mają problemu z przebywaniem w miejscach publicznych. Czy wyobrażacie sobie aferę o to, że ktoś przeziębiony przyszedł do restauracji? Ja nie. O to nikt jakoś awantur nie urządza i nie pisze o tym felietonów. Ale szybka zmiana pampersa czy karmienie piersią w miejscu publicznym to już powód do świętego oburzenia.

Ach, te madki – czyli tzw “wywalanie cyca” i “afiszowanie się z macierzyństwem“

Oczywiście jak to zwykle bywa w tego typu dyskusjach – nagle obraz rzeczywistości wykoślawia się niemiłosiernie. Nie ma już “dyskretnego karmienia” ani “dyskretnego przewinięcia dziecka” – jest “wywalanie wielkiego cyca na stół” oraz “przewijanie obsranego tyłka na stole”. Nie wiem skąd się wziął ten “stół” i ten mityczny dla mnie “wywalony wielki cyc”, bo ani nie widziałam takiego publicznego, ostentacyjnego karmienia z całą piersią na wierzchu, ani przewijania obsranego dziecka na stole w restauracji. Za to jest kolejny powód by dowalić tym mamuśkom, co się “afiszują z macierzyństwem swoim”. Otóż, nie wiem jak to jest “afiszować się z macierzyństwem”. Jest mi to obce zjawisko. Ja po prostu, najzwyczajniej na świecie  – staram się kulturalnie odpowiadać na potrzeby mojego dziecka. Małego człowieka, uzależnionego ode mnie. Robię co do mnie należy. Jak jest głodny – muszę go nakarmić. Jak ma mokro – muszę go przewinąć. Jak mu się nudzi – muszę mu zapewnić jakąś rozrywkę.

A jak to wygląda w praktyce?

I ja Wam z miłą chęcią wytłumaczę dlaczego czasem nie da się inaczej, mimo waszego potencjalnego dyskomfortu, i trzeba przewinąć dziecko w restauracji. Opowiem Wam na własnym przykładzie, jako, że w restauracjach i na stacjach benzynowych bez przewijaków byłam wielokrotnie i zdarzyło mi się kilka razy przewinąć dziecko na krzesłach lub na ławie czy kanapie. Zawsze miałam ze sobą składany mini-materacyk do przewijania, który podkładałam by przypadkiem pupa dziecka nie miała styczności z podłożem. Tak więc wizja mebli umazanych kupą zdecydowanie odbiega od rzeczywistości, jakiej doświadczyłam. Dodatkowo zawsze miałam przy sobie chusteczki nawilżane, żel antybakteryjny i chusteczki do dezynfekcji. Wszystko było więc starannie wyczyszczone i zdezynfekowane. A jeśli zdarzyła się kupa, to trafiała wraz z pampersem natychmiast do woreczka o nazwie “Paklanki”, który pachnie wyjątkowo intensywnie i natychmiast zagłusza zapach najbardziej śmierdzącej zawartości. Takie mamy dziś wynalazki! Ów szczelnie zamknięty woreczek z pampersem można swobodnie trzymać w torbie, nie obawiając się jakiegokolwiek nieprzyjemnego zapachu. Ale wracając do tematu – przewijane dziecko było w takiej sytuacji przeważnie niewidoczne dla osób postronnych, bo albo zasłonięte meblem, albo kimś, kto był akurat do pomocy. Także podejrzewam, że nikt z obecnych nawet nie odnotował tego faktu, a wierzcie mi, że nawet arcyśmierdząca kupa mojego dziecka – naprawdę nie roznosi swego zapachu na odległość ponad dwóch metrów i nie powali nagle wszystkich klientów restauracji, zdradzając naszą tajną operację. Nie zawsze to z resztą musi być kupa. Czasem dziecko ma bardzo mokrą pieluszkę i nie chodzi tu tylko o potencjalne odparzenia i jego komfort, ale pampersy też zwyczajnie przemakają. 

Ustalmy jednak jedno – przewijaka w lokalu brak. Dlaczego więc nie skorzystać z innych złotych rad, proponowanych przez panią Kublik, które powinny być doskonałą alternatywą dla przewinięcia dziecka w restauracji? Nie przeczę, że w niektórych przypadkach można by z nich śmiało skorzystać. Niestety nie we wszystkich.

Dlaczego nie mogłam przewinąć go wcześniej, skoro wybierałam się do restauracji? Powodów mogło być multum. Bo wcześniej byliśmy na wycieczce, np na długim spacerze, bo dziecko nie wydala na zawołanie, bo nie jest to zawsze sprawa do przewidzenia, bo byliśmy w podróży. 

Dlaczego nie przewinęłam w toalecie, przy pomocy ojca? Zacznijmy od tego, że nie zawsze jest ktoś do pomocy, co znacznie utrudnia zadanie. Ale nawet jeśliby był – czy nikt nie miałby problemu z ojcem w damskiej toalecie? Znając mentalność ludzi, których przedstawicielką jest pani Kublik – mocno wątpliwe. Przyjmijmy jednak – że nie miałby, lub, że toaleta byłaby pusta. Jeśli znajdowałby się w niej szeroki blat – sprawa jest rozwiązana. Faktycznie sama korzystałam z blatu przy umywalkach w damskiej toalecie, który służył mi za przewijak. Jednakże – gdy łazienka jest malutka, a do naszej dyspozycji jest jedynie umywalka, w dodatku również niewielkich rozmiarów – sprawa się komplikuje. Co nam zostaje? Podłoga lub … deska klozetowa. I w tym momencie pytam – serio, naprawdę uważacie, że bardziej odpowiednim miejscem do przewinięcia dziecka od krzeseł w restauracji jest deska klozetowa? Może odpowiecie, że tak – w końcu sami używamy klozetu do wydalania i sikania, więc czemuż by nie położyć na desce niemowlaka? Otóż nie, uważam, że kładzenie dziecka na desce klozetowej jest dalece większą przesadą niż dyskretne przewinięcie go w restauracji. Po pierwsze kontakt z zarazkami, które znajdują się na desce klozetowej w publicznej toalecie – może być dla delikatnego organizmu niemowlęcia zwyczajnie niebezpieczny. Małe dzieci są ponadto bardzo ruchliwe, a deska jest niewielka. Osobiście nie wyobrażam sobie utrzymać mojego syna bez niczyjej pomocy (a w dwójkę ciężko zmieścić się w jednej kabinie) na wąskim klopie. Z dużym prawdopodobieństwem mógłby z niej spaść, nie wspominając o tym, że dotykałby wszystkiego wokół rączkami, po czym natychmiast wkładał je do buzi. Twierdzicie, że rzekomo niehigieniczne jest przewijanie na sali (choć podałam skład całego zapasu środków, które mam ze sobą by zachować należytą higienę dziecka i otoczenia) – ale już serdecznie gdzieś macie czy higieniczne jest dla dziecka przewijanie na desce klozetowej. Ja uważam to za dalece nieodpowiedzialne i stawiające dobro innych klientów wyżej niż dobro dziecka. 

Dlaczego więc nie w wózku w toalecie? Jeśli mamy do dyspozycji gondolkę – faktycznie takie rozwiązanie może być dobre. Jeśli spacerówka rozkłada się całkiem na płasko – rzeczywiście można i z niej skorzystać. a co jeśli spacerówka nie składa się na płasko, jak przykładowo moja? No cóż – w tej sytuacji sprawa znów się komplikuje, bo ciężko jest ruchliwe dziecko przewinąć na siedząco. 

Dlaczego nie w samochodzie? Powodów i w tym przypadku może być wiele. Bo samochód stoi za daleko, bo na dworze jest zamieć lub ulewa, bo przyszliśmy do restauracji spacerkiem… 

Dlaczego nie na zapleczu restauracji? A czy wydaje się Wam, że naprawdę w każdej restauracji jest odpowiednio duże zaplecze, w którym znajdzie się miejsce do przewinięcia dziecka? A może na blacie w kuchni? Co na to Sanepid? Czy uważacie, że to jest aby bardziej higieniczne niż przewinięcie na sali? A może bardziej odpowiednia byłaby komórka na miotły? W takich sytuacjach sama obsługa zaproponuje po prostu byście usiedli z boku i dyskretnie zmienili pieluchę dziecku na kanapie/ławie/krzesłach…

Zmieniłam dziecku pieluchę w restauracji i nie żałuję.

Sama przerabiałam te sytuacje na własnej skórze i wierzcie mi, że przewinięcie dziecka na sali nie było moją fanaberią, chamstwem, bezczelnością, bezmyślnością, brakiem szacunku, afiszowaniem się macierzyństwem, chęcią utrudnienia czy uprzykrzenia Wam życia. Naprawdę starałam się by odbyło się to sprawnie i dyskretnie. Nikomu nie podkładałam pieluchy pod nos, nie brudziłam mebli kałem, odór kupy nie unosił się w powietrzu, a mocz nie lał do talerzy. Być może nikt tego nawet nie zauważył z osób postronnych. Zrobiłam to bo nie miałam wyjścia. Zmieniłam dziecku pieluchę w restauracji. Według pani Kublik zachowałam się “niedopuszczalnie”. Okej. Trudno. Chciałam jednak nieśmiało zauważyć, że było to milion razy bardziej higieniczne niż jedzenie posiłku nieumytymi rękami przez połowę klientów owej restauracji. I milion razy bardziej higieniczne niż zostawianie zasmarkanych chusteczek na blacie. I milion razy bardziej higieniczne niż kichanie i kasłanie bez zasłaniania ust ręką. Ale czemu to nas nie oburza? Czemu o tym nie pisze się tekstów do GW i nie robi materiału w Faktach? Czemu osoby chore  (i nie mówię tu o niepełnosprawnych, ale o chorych na grypę czy przeziębienie)nie są eliminowane z przestrzeni publicznej, a dzieci traktowane są jak inny rodzaj psa, fanaberię rodzica, który “ciąga je” (cytat z Kublik) po knajpach, zamiast siedzieć w domu z tym irytującym stworzonkiem?

Pozostawiam to pytanie otwarte. 

dzieci w restauracjipampers w restauracjipampers z niespodziankąprzewijałam dziecko w restauracjiprzewijanie dziecka w restauracjipubliczne karmienie piersią
0 comment
0
FacebookTwitterPinterestEmail
Zuzanna

previous post
Co mi daje blogowanie?
next post
Brzegi. Wspomnienie dzieciństwa.

You may also like

10 faktów, które zaskoczyły mnie w ciąży i...

28 stycznia, 2021

Karmienie piersią nie chroni przed… ocenami

11 stycznia, 2021

Kilka słów o klapsach

5 października, 2020

O treningu snu i kryzysie matki bliskościowej

5 października, 2020

Afera w restauracji: dzieciom wstęp wzbroniony.

22 września, 2020

Nieudana adaptacja w przedszkolu

22 września, 2020

Historia porodowa III. Narodziny Joszka

22 września, 2020

Historia porodowa II. Narodziny Iwka

22 września, 2020

Historia porodowa I. Narodziny Gniewka

22 września, 2020

Nie porównuj się.

21 września, 2020

O mnie

O mnie

Zuzanna Marczyńska-Maliszewska

Kobieta Chaos. Absolwentka grafiki na ASP w Katowicach, fotografka, żona architekta, matka trzech synów (kolejność wymienionych ról życiowych jest przypadkowa). Wewnętrzny imperatyw tworzenia realizuje robiąc zdjęcia, malując (meble, ściany i obrazy – pełen serwis ;), wyżywając się literacko, wnętrzarsko, a nawet psychoedukując. Na co dzień ma problem z prokrastynacją / organizacją (niepotrzebne skreśl, a może raczej nic nie skreślaj) i za dużo myśli. Nie lubi gotować i sprzątać, ale lubi dobre jedzenie i porządek (ot, paradoks). Lubi też opuszczone miejsca, kawę latte o poranku i zapach powietrza po burzy. Więcej >>>

zu.marczynska@gmail.com

Instagram

TU TEŻ JESTEM

Facebook Instagram Pinterest

OSTATNIE POSTY

  • “Zapominanie” – o moim cyklu grafik

    24 lutego, 2021
  • 10 faktów, które zaskoczyły mnie w ciąży i macierzyństwie.

    28 stycznia, 2021
  • Karmienie piersią nie chroni przed… ocenami

    11 stycznia, 2021
  • Gniewko, Iwko, Joszko, czyli “dziwne” imiona naszych dzieci

    6 stycznia, 2021
  • Moje podsumowanie roku 2020

    6 stycznia, 2021

Kategorie

  • #findmomchallenge (20)
  • macierzyństwo (14)
  • moim zdaniem (8)
  • moje historie (14)
  • wnętrza (4)
  • zdrowie psychiczne (12)

Instagram

Newsletter

Subscribe my Newsletter for new blog posts, tips & new photos. Let's stay updated!

  • Facebook
  • Instagram

@2019 - All Right Reserved. Designed and Developed by PenciDesign


Back To Top

Read alsox

Po co mi blog? I o czym tu będę pisać?

17 września, 2020

Karmienie piersią nie chroni przed… ocenami

11 stycznia, 2021

Kilka słów o klapsach

5 października, 2020