U nas ciąg dalszy przeziębienia grupowego, ale wszyscy dosyć dobrze funkcjonujemy, oprócz tego, że już trzeci dzień z kolei siedzimy w domu i trochę już nas to nudzi. W tej nudzie z odsieczą przyszła mi wczoraj koleżanka, która podrzuciła arcyciekawy i szokujący link z Bored Panda. Otóż okazuje się, że większość ludzi myśli w formie wewnętrznej, zwerbalizowanej narracji – innymi słowy te osoby prowadzą w głowie nieustanny monolog (podobno czasem nawet kilka!), a literalnie ich własny głos w środku komentuje im wszystko w formie normalnie sformułowanych zdań, tylko nie wypowiadanych głośno.
Ale są też takie osoby jak ja (podobno jesteśmy w mniejszości), których rzeczywistości ani fantazji nie komentuje, nie rozważa i nie objaśnia żaden wewnętrzny głos. Otóż – moje myśli nie są zwerbalizowane i bardzo mnie zaskoczyło, że te dialogi w filmach prowadzone w głowie głównego bohatera to nie metafora, a codzienność wielu ludzi. Moje myśli zazwyczaj nie są zdaniami, ani długimi wypowiedziami słownymi, tylko jakimś abstrakcyjnym zbiorem idei, konceptów, połączeń, obrazów, pomiędzy którymi łatwo i szybko można przeskakiwać. Jeżeli pojawiają się słowa, to raczej są to pojedyncze słowa – klucze, jeżeli zdania, to jakieś fragmenty, lub wyobrażenia przyszłych lub przeszłych dialogów z innymi ludźmi.
Zdarza mi się też mówić do siebie wewnętrznie, ale to jest zazwyczaj intencjonalne (na przykład kiedy chcę się jakoś uspokoić). Pojawiają się mi się w głowie obrazy, przypominam sobie lub wyobrażam rozmowy, wypowiedzi, ale gdybym miała zdefiniować MYŚL to NIE byłoby to słowo ani zdanie. Od zawsze myśl kojarzyłam z jakąś ideą w głowie – w zasadzie kłębowiskiem wolnopłynących wytworów umysłu, z których wyłaniają się nowe pojęcia, ścieżki prowadzące gdzieś dalej… Reasumując – w moim umyśle nie ma niekończącego się podcastu z moim głosem w roli głównej. I bardzo mnie zaskoczyło, że u innych może to wyglądać zupełnie inaczej. A jak jest w Waszych głowach? Też jesteście w szoku? 🙂