Wreszcie, po pół roku debatowania, prokrastynowania i odwlekania decyzji – postanowiliśmy sprzedać nasz dotychczasowy, kilkunastoletni zestaw mebli Ektorp (fotel + rozkładana kanapa) i zakupić nową sofę – skórzaną, rudą (również ikeowską) Landskronę. W prawdzie z poprzedniego zestawu byliśmy zadowoleni (dostaliśmy go od moich rodziców, którym służył wcześniej przez wiele lat). Pod kątem komfortu użytkowania nie mieliśmy im nic do zarzucenia, ale niestety wysłużona, jasna tapicerka w połączeniu z trójką budrysów nie do końca nam się sprawdzała. Dlatego też postanowiliśmy, że nasz kolejny wybór padnie na sofę skórzaną.
Love at first sight
Kilka lat temu zobaczyłam tę sofę na zdjęciach u koleżanki, mieszkającej na stałe w USA i byłam zaskoczona, że to IKEA (ciekawostka: w USA ten model nosi nazwę Morabo). Patrząc na nią miałam wrażenie, że jest z drugiej ręki i świetnie naśladuje klimat midcentury. W międzyczasie rozważałam inne kanapy w podobnym klimacie, ale jednak z wielu względów wygrało pierwsze zauroczenie. I, o dziwo, udało mi się przekonać Mieszka bez większych problemów 🙂
Poszukiwania fotela
Początkowo planowałam zakup fotela w zestawie z sofą. Szybko jednak uświadomiłam sobie, że aby utrzymaniu eklektycznego klimatu bardziej przysłuży się fotel z nieco innej bajki. Po początkowym błądzeniu w odległych zakątkach internetowych targów staroci, kiedy to nie do końca jeszcze wiedziałam czego szukam – zrozumiałam, że oto znalazłam mój wymarzony typ fotela. I tak zaczęły się poszukiwania wygodnego, skandynawskiego (duńskiego lub szwedzkiego) skórzanego fotela obrotowego sprzed kilkudziesięciu lat. Mieszko marzył o fotelu z wysokim oparciem (by móc oprzeć głowę), najchętniej również regulowanego i z wysuwanym podnóżkiem. Przyznam szczerze, że było to trudne zadanie w połączeniu z ograniczonym budżetem (żeby nie powiedzieć – niewykonalne) i nie udało się do końca. Ostatecznie mój wybór padł na skórzany, skandynawski fotel z lat 70. w kolorze bordo (pikowaną tapicerką nawiązujący do sofy, a kolorem do drugiego fotela, welurowego liska z PRLu). W prawdzie wszyscy goście twierdzą, że fotel jest bardzo wygodny, a zagłówek wystarczająco wysoki, ale główny zainteresowany uparcie deklaruje, że mógłby jednak być wyższy, co zapobiegłoby nadmiernemu odginaniu głowy w tył 😉 Żeby Mieszkowi byłoby wygodniej dokupiliśmy jeszcze miękki, ikeowski podnóżek – puf Sanared.
Kanapowy tetris
Wracając jeszcze do samej sofy – debatowaliśmy przez chwilę na opcją tej samej kanapy z szezlongiem, ale zdaniem Mieszka zabrałby on nam zbyt wiele cennego miejsca na fotel, a ponadto wymagałby wymiany stolika kawowego (nasz aktualny, wysoki patyczak wizualnie zupełnie by się wówczas nie sprawdził i trzeba by było zakupić niższy). Ja osobiście rozważałam też wersję 4-osobową (aktualnie mamy 3-osobową), ale tu też pojawił się problem ograniczonego miejsca. Gdyby Landskrona miała wariant o długości 3-osobowej, ale w kształcie litery L (czyli zamiast szezlonga byłyby dodatkowe siedziska z oparciem), to zdecydowanie byłabym jego zwolenniczką. Niestety taki wariant nie jest dostępny – trzeba było zatem wybierać z tego, co jest 🙂
Plusy i minusy
Często dostaję pytania czy nowa kanapa jest równie wygodna i mogę powiedzieć, że w mojej, subiektywnej opinii – owszem, jest. Jedyna niedogodność, to twardsze i bardziej kanciaste podłokietniki, które powodują, że nie da się oprzeć na nich głowy podczas leżenia oraz fakt, że jest bardziej śliska, przez co dzieci notorycznie i z łatwością zsuwają mi na podłogę ozdobne poduszki (wystarczy, że chwilę po niej poskaczą). Jednakże wszystko to wynagardza mi fakt, iż już kilkukrotnie mi ją czymś pobrudzili i nie zostawiło to trwałego śladu na tapicerce – wystarczyło zmyć szmatką 🙂
Wizualnie nowa sofa jest mniejsza i lżejsza, oraz niższa. Zdaję sobie sprawę, że wielu osobom bardziej podoba się stara wersja – ja również ją lubiłam. Mimo wszystko jestem bardzo zadowolona z tej zmiany zarówno od strony praktycznej, jak i estetycznej. Patrząc od strony kuchni – dzięki niższemu oparciu została bardziej wyeksponowana ściana z galerią. Kolorystycznie z kolei rudy odcień zgrywa się zarówno z pomarańczami i czerwieniami, które często i gęsto przewijają się wśród grafik, jak i z jasnoszarą kuchnią, która stanowią fajną kontrę i tło dla tego wyrazistego akcentu. Reasumując – wszystko mi tutaj idealnie do siebie pasuje 🙂