Po dłuższej przerwie wróciłam z kolejnym, szóstym już zdjęciem w ramach mojego projektu #findmomchallenge. Po hasztagu możecie prześledzić poprzednie fotografie, a przy okazji zachęcam Was nadal do udziału w wyzwaniu i interpretacji tematu po swojemu. Chętnie wrzucam Wasze fotki do moich relacji. Obserwuję jak te zdjęcia rezonują w ludziach (zwłaszcza w matkach) na wielu płaszczyznach. Z jednej strony wydają się być zabawą w konwencji #gdziejestwally, rodzajem drwiny z niejednokrotnie fizycznie i psychicznie trudnej codzienności matki. Z drugiej wywołują niepokój i prowokują pytania. Czy ona jeszcze żyje, czy zapadła w sen? Czy to gest wyczerpania czy rezygnacji? Czy to aby jeszcze matka, czy jakaś rzucona w cień bezwładna kukła, ukryta przed światem gdzieś na marginesie kadru? Czy w tym rozgardiaszu i chaosie rzeczywistości jest jeszcze dla niej miejsce? Te i inne pytania wciąż się pojawiają zaraz obok radośnie i głośno wyrażanego poczucia ulgi spod znaki „jak to dobrze, że nie tylko u mnie w domu jest taki syf!” 😂 Dziś uderzył mnie komentarz osoby, która napisała, że widzi tu opowieść o depresji, że widzi tu siebie z przeszłości i, że ten obraz jest jej ilustracją. To dla mnie ważne, bo w tym projekcie też jest na to miejsce. Jako osoba z dysregulacją emocji i zaburzeniami lękowymi wielokrotnie przeżywałam w macierzyństwie stany depresyjne. Z tą różnicą, że u mnie one nigdy nie trwały tak długo jak w przypadku prawdziwej depresji. Mimo wszystko utożsamiam się także z tą interpretacją. Te zdjęcia są moją opowieścią o konfrontacjach z matczyną rzeczywistością niewyreżyserowanych scen z życia.
#Findmomchallenge 6
previous post