To zdjęcie ma miesiąc i 13 lat. Zrobiła mi je przyjaciółka w czasach, gdy przygotowywałam się do egzaminów na ASP. W tle możecie zobaczyć zaaranżowaną przeze mnie martwą naturę z trampkiem 😂 W tamtym czasie nie udało mi się zdać na dzienną Grafikę Warsztatową. Przez następny rok chodziłam na studia wieczorowe, by szczęśliwie dostać się na wymarzony kierunek przy kolejnym podejściu. Studiowałam przez to o rok dłużej, czego absolutnie nie żałuję. W pierwszą ciążę zaszłam w maju 2013 roku, czyli dokładnie pod sam koniec piątego roku. Pamiętam nawet, że zrobiłam test ciążowy w moje imieniny, w dniu ostatniego egzaminu z Estetyki, który udało mi się z resztą zaliczyć na 5 (trafiły mi się idealne pytania – łut szczęścia). Wydawałoby się, że timing idealny, ale życie zrobiło mi mały psikus, który o mały włos mógłby okazać się ciut większym. Obronę pracy magisterskiej miałam zaplanowaną na drugą połowę czerwca i choć mdłości męczyły mnie raz mniej, raz więcej – funkcjonowałam w miarę dobrze. Do czasu. Zmieniło się to konkretnie kilka dni przed obroną, kiedy to zaczęłam (nie przebierając w słowach) rzygać jak kot. I kiedy tak od rana wymiotowałam raz za razem, myśląc, że to „niepowściągliwe wymioty ciężarnych” – z racji wielkiego upału i ryzyka odwodnienia moja lekarka wysłała mnie do szpitala.
Tam stosunkowo szybko okazało się, że to nie ciążowe mdłości, ale zwykły rotawirus, który męczył mnie jeszcze dwie kolejne doby. Ze szpitalnego łóżka telefonicznie instruowałam Mieszka, żeby ogarniał pomiary ścian i sprzęt pod wystawę. Musicie bowiem wiedzieć, że moja obrona odbywała się w galerii BWA w Katowicach, gdzie miałam wydzieloną swoją przestrzeń. Najlepsze jednak było to, że dało się ją przygotować najwyżej z kilkugodzinnym wyprzedzeniem. Była bowiem o tyle nietypowa, że zamiast obrazków w ramkach – na ścianach miały zawisnąć zapętlone filmy, wyświetlane na kilkunastu IPadach. Dodajmy, że były to IPady, które nie należały do mnie, ale do przeróżnych, bliższych i dalszych znajomych, a nawet kilku profesorów. Do dziś zadziwia mnie, że udało mi się pozyskać ich aż kilkanaście i do dziś jestem wdzięczna, że tyle osób zechciało mi pomóc.
Ale wracając do głównego wątku (bo jak zwykle odbiegłam od tematu) – dwa dni przed wielkim dniem byłam o krok od przełożenia obrony na wrzesień. Na szczęście w ostatniej dobie zaczęło mi się lekko poprawiać i wyszłam na własne żądanie z receptą na lek przeciwwymiotny w kieszeni. W dniu obrony byłam nieco osłabiona, ale już w niezłym stanie (ach, ta adrenalina!). Wszystko poszło idealnie, wszystkie IPady zostały zawieszone na czas, a ja obroniłam się z wyróżnieniem. Choć, szczerze mówiąc, miałam nieodparte wrażenie, że fama się rozeszła, bo profesorowie bali się zadawać mi pytania 😉 Ale niech będzie, że to było tylko moje wrażenie 😉 Wiecie, że ten wpis miał być zupełnie o czymś innym? Chciałam pisać o mojej szeroko pojętej twórczości w dobie macierzyństwa. No cóż, może następnym razem. Tymczasem pozdrawiam Was ja, Królowa Dygresji i zapytuję jednocześnie – czy też mieliście kiedyś tak ciężkie przejścia przy okazji ważnych egzaminów? 🙂