fot. Szymon Nykiel LMfoto
Od kilku dni dni czuję się lepiej, czyli normalnie. Nie wiem jak długo to potrwa – napady lęku przychodzą zazwyczaj niespodziewanie, wyzwolone nagłymi, niemożliwymi do przewidzenia czynnikami. Są jak zapałka rzucona na łatwopalny materiał. Tym materiałem jestem ja. Czasem wystarczy, że za dużo myślę i już – lont odpalony. A jak wiecie – ja generalnie za dużo myślę. W związku z tym – dziś pozwolę owym myślom popłynąć swobodnie, niczym niezmąconym strumieniem (nie)świadomości…
Pisałam bloga od 15 roku życia aż do klasy maturalnej. Następnie założyłam fotologa (ktoś jeszcze pamięta tę erę preinstagramową?), by ostatecznie przenieść się na facebooka i tam się uzewnętrzniać przez kolejne, studenckie i postudenckie lata. Nie zliczę ile znajomości tam zawarłam, ile przyjaźni nawiązałam. Ba, nawet znalazłam tam sobie męża (a właściwie to on mnie znalazł)! Teraz główne skrzypce w ramach imperatywu rejestracji i dzielenia się życiem – odgrywa instagram, supportowany przez tego właśnie bloga. Czy było warto tyle lat manifestować swoje przeżycia na łamach kolejnych wcieleń social mediów? Po stokroć tak. Każdy jest inny i każdemu co innego służy.
Wiele razy mój „publiczny ekshibicjonizm” poddawany był krytyce, drwinom, lekceważeniu, w najlepszym zaś wypadku cichej pogardzie. A jednocześnie wielokrotnie spotykałam się z aprobatą dla moich ekstrawertycznych wywodów. Im jestem starsza, im dłużej się dzielę z Wami skrawkami mojego życia i myśli – tym bardziej piszę wprost, tym mniej owijam w bawełnę i tym więcej dawnych tematów tabu w sobie obalam. A co najważniejsze – autentycznie nie interesuje mnie jak bardzo źle ktoś ocenia moją życiową postawę tak mocno zakotwiczoną w szeroko rozumianej publicystyce i twórczości internetowej.
Nie mniej jednak – niezmiernie ważne, budujące, motywujące pozostaje dla mnie Wasze zaangażowanie, współodczuwanie, wsparcie. Wasze komentarze – te publiczne i te prywatne – dodają skrzydeł i wiary w to, że moja działalność tutaj ma sens, że miejsce przeze mnie stworzone coś dla Was znaczy, coś zmienia, coś wnosi. Dziękuję za poczucie więzi, wspólnoty, za docenienie i uprawomocnianie mnie w tym, że jestem, że piszę, że się dzielę.
Nie ukrywam, że nigdy nie bawiło mnie pisanie „do szuflady”, tworzenie czegoś tylko dla siebie. Zawsze czułam potrzebę dyskusji, przelewania swoich zasobów do większych zbiorników. Zawsze interesowały mnie inne punkty widzenia, możliwości interpretacji. Ciekawiło mnie skąd biorą się nasze przekonania, zniekształcenia poznawcze, schematy myślowe. I dlatego tak często pytam Was „a co Wy o tym myślicie?”. Taką mam koncepcję, żeby się obracać w różnych środowiskach, żeby nie dać zamknąć się konwenansom, nie dać się zastraszyć cudzym emocjom, nie dać się zgnoić pogardzie. Żeby czerpać dobro zewsząd – bo źródełka dobra płyną absolutnie wszędzie, tylko czasem trzeba się mocniej rozejrzeć, a czasem głębiej pokopać. No to zapytam znowu – a co Wy o tym wszystkim myślicie? (wątków jest tyle w powyższym wywodzie, że czujcie się swobodni w interpretacji którego z nich dotyczy zadane pytanie ;))