Gniewko?! Chyba oszalałeś!
Pewnego dnia, kiedy Mieszko był jeszcze zaledwie moim chłopakiem, podczas wspólnej podróży (prawdopodobnie do Lublińca) – stanęłam oko w oko z jego szokującym wyznaniem.
„Jak będę miał syna to chciałbym go nazwać Gniewko.”
„No chyba oszalałeś.”
„Od dziecka już mam to postanowione. Jak byłem mały to leciał w telewizji taki serial „Gniewko, syn rybaka”. I mi się spodobało. Gniewko, syn Mieszka. Musi być Gniewko, koniecznie.”
„Jak to będzie nasz wspólny syn to nie ma szans.”

…
No dobra, przyznaję – początkowo byłam sceptyczna. Aczkolwiek od zawsze miałam w planach by moje dzieci nosiły oryginalne imiona. Wielu rodzicom się wydaje, że imiona ich dzieci nie są wcale popularne, bo za ich czasów nie były – tymczasem później ze zdziwieniem odkrywają, że jednak popularność imion na przestrzeni lat się zmienia. Przykładowo – ja byłam jedyną Zuzią w klasie, a dziś moje imię jest w samej czołówce i to od wielu lat, wobec czego mamy już tysiące malutkich Zuź wokoło. I nie mówię wcale, że nadawanie popularnych imion nie jest ok – nie każdemu musi przecież zależeć na tym, żeby jego dziecko miało rzadko spotykane imię. Zazwyczaj rodzice mają po prostu swoje upodobania, typy i nadają takie imię, jakie sobie wymarzyli, albo jakie im po prostu ładnie brzmi, nie patrząc na statystyki. Mnie zależało, żeby imiona moich dzieci znalazły się przynajmniej poza pierwszą 50-tką najpopularniejszych imion ostatnich lat. A mam te dane statystyczne obcykane 😉 Statystyki imion z ostatnich 20 lat dostępne są tutaj, gdyby kogoś to zainteresowało.
A oto najpopularniejsza 50-tka z roku 2013 (kiedy byłam w ciąży z Gniewkiem):

Gniewko był gdzieś daleeeeko w tyle, zważywszy, że jak się dowiedziałam – w „Słowniku imion współcześnie w Polsce używanych” do 1994 imię Gniewko nadano 52 razy, a na podstawie danych PESEL można stwierdzić, że od 1995 do 2010 nadano to imię 53 razy (od tego czasu jednak z pewnością stało się popularniejsze – bazując na statystykach – ale szczegółowych wyliczeń nie robiłam). Nie biorę tu pod uwagę Gniewoszów, Gniewomirów, a i tych jest więcej – mam na myśli tylko Gniewków w wersji pełnej 🙂
Moje typy były jednak początkowo zgoła inne. Od liceum wśród moich faworytów w czołówce plasował się Tristan, Salwador, a nawet Jurand. Zauroczył mnie też Wincent, Leonard czy Teodor, ale te imiona zaczęły zyskiwać na popularności 😉 Gdzieś po drodze, przeglądając ciekawe propozycje ze strony Rady Języka Polskiego, spodobał mi się Jaksa. Ale i tak na pierwszym miejscu był od dawna Mieszko, którego niestety odrzuciłam, bo nie chciałam mieć w domu dwóch Mieszków, żeby się nie myliło. Tymczasem życie pokazało, że imiona zakończone tak samo są na tyle podobne, że i tak ciągle się mylę 😉
„Robicie dziecku krzywdę” – czy rzeczywiście?
Jak to się stało, że po początkowym „no chyba oszalałeś” – zgodziłam się ostatecznie na to imię? Właściwie sama nie wiem. Jakoś tak zaczęło mi się podobać. Że podobne do Mieszka, że oryginalne, że ludzie się dziwią. Nie muszę oczywiście dodawać, że reakcje były różne. Ja osobiście bardzo nie lubię komentowania imion cudzych dzieci. Jeśli mi się nie podoba czyjeś imię, to tego nie komentuję, nie wywracam oczami, nie robię dziwnych min. Po jaką cholerę? Hasła pod tytułem: „Dzieci się będą z niego śmiały. Robicie dziecku krzywdę” olewam, bo wiem, że dzieci się mogą śmiać z każdego, nawet najnormalniejszego imienia, jak im się coś/ktoś nie spodoba. Mnie na ten przykład raz obrażone na mnie koleżanki śpiewały: „Zuzia lalka nieduża: oczy Klakiera, nos Gargamela. Włosy jak papierosy, drewniane butki, ryj na przerzutki.” 🙂 Urocze, prawda? A imię przecież najnormalniejsze w świecie. Poza tym tata Mieszka też uważał, że się z Mieszkowego imienia będą śmiać, a tymczasem nic takiego nie miało miejsca.

W międzyczasie zrobiłam research pod kątem posiadaczy imienia Gniewko na fejsbuku i napisałam do pierwszego, który mi się napatoczył, a który, jak się okazało, był również znajomym moich znajomych. Odpowiedź, jaką od niego otrzymałam, była niezwykle optymistyczna:
„Gniewko to moje pełne imię. Jestem bardzo z niego zadowolony, jest dosyć charakterystyczne, mogę jakby nie było czuć się wyjątkowy. Nigdy nie miałem żadnych nieprzyjemności, jedynie śmieszne sytuacje, a było ich bardzo dużo.”
Sprawy formalne
Jedyna przeszkoda była taka, że Urzędy w Polsce powinny teoretycznie kierować się wytycznymi Rady Języka Polskiego, z których jedna brzmi: „Nie powinno się nadawać imion zdrobniałych, powszechnie używanych nieoficjalnie, jak np.: Jaś, Kasia, Lonia, Wiesiek. Natomiast można nadać dziecku imię z pochodzenia zdrobniałe, skrócone, ale współcześnie odczuwane jako imię samodzielne, np. Betina, Lena, Nina, Rita„.
I jak to się miało do rzeczywistości? Miało się. Już po narodzinach Gniewka, podczas trwającej prawie 3 godziny [sic!] wizyty w USC – jedna z pań urzędniczek, widząc wypełnioną przeze mnie rubrykę z imionami – zaoponowała. „Gniewko? Nie może być – to zdrobnienie. Może być Gniewosz.” Na tę jednak okoliczność przezorna Matka Polka była już przygotowana. Od maja Roku Pańskiego 2012, czyli już od półtora roku (kiedy nie tylko nie byłam jeszcze nawet mężatką, ale nawet nie wiedziałam kiedy mi się urodzi dziecko, a jeśli się urodzi, to czy będzie to chłopak 🙂 Wtedy to bowiem wysłałam zapytanie o imię Gniewko do Rady Języka Polskiego i dostałam taką to odpowiedź:

(Swoją drogą, DOKŁADNIE rok później, licząc od daty widocznej na liście – począł się Gniewko 😉
Rzekłam więc czym prędzej do oponującej pani urzędniczki, iż w posiadaniu powyższego pisma jestem. I nie zwlekając wyciągnełam tego mojego asa z rękawa, czyli kartkę z torebki. Pani urzędniczka z kubkiem kawki w ręku spojrzała, zadumała się głęboko i orzekła, że wobec tego musi to jeszcze zatwierdzić pani kierownik. Pani kierownik przeszkód nie stwierdziła i zatwierdziła. Tym sposobem mamy w akcie urodzenia, w rubryce „Imiona” – wpisane oficjalnie: Gniewko Beniamin. A ów Beniamin to dodatek od mamy. Skoro propozycja pierwszego imienia wyszła od taty, to od mamy musiało wyjść imię numer dwa. Beniamin to imię pochodzenia hebrajskiego, nosił je najmłodszy z synów biblijnego Jakuba, a oznacza „Syn prawicy” lub „Syn południa”.
Dla dziewczynki natomiast miałam wówczas w planie imiona Sara lub Lea (nie Lena) 😉 Sara ponad 7 lat temu była gdzieś tam na dole pierwszej 50-tki i choć już od dobrych kilku lat się nie pojawia, to jednak w porównaniu do Gniewka jest znacznie bardziej „normalnym” imieniem 🙂 Kiedyś marzyło mi się imię Miriam dla córki, ale trochę mi spowszedniało odkąd przyjęłam je na trzecie imię podczas bierzmowania. W planach była też bardziej słowiańska propozycja – Jagna. Ale to zamierzchłe czasy!
Iwo Joachim – studium przypadku
Kolejnego syna Mieszko planował nazwać Miłko, ale jak wiecie – wyszło zgoła inaczej. Natomiast w momencie, gdy urodził się Iwo – zasady nadawania imion w Polsce mocno się poluzowały. Konkretnie dnia 1 marca 2015 roku weszła w życie nowa ustawa – Prawo o aktach stanu cywilnego. Od tego czasu można nadawać dzieciom imiona zagraniczne bez względu na obywatelstwo rodziców (wcześniej dotyczyło to tylko rodziców z obywatelstwem innego kraju). W prawdzie nadal obowiązuje oficjalnie zakaz nadawania imion zdrobniałych i obraźliwych, ale w praktyce postawa urzędników również uległa zmianie. Mnogość wariantów imion z przeróżnych krajów jest tak duża, że niemal nie ma już ograniczeń.
Mimo, iż mieliśmy spory problem z naszą własną decyzją w sprawie imienia dla drugorodnego (wahaliśmy się do ostatnich dni przed porodem, bo Mieszko nadal chciał Miłka), to z zarejestrowaniem imion Iwo Joachim w USC nie było problemów. Nie są to to bowiem ani imiona niespotykane, ani zdrobniałe. Ba, teraz już nikt nie powinien mieć zastrzeżeń do imienia Ivo czy nawet Yves, bo jest to imię zagraniczne i nic nie stoi na przeszkodzie, żeby takie nadać. Wcześniej również imiona z użyciem liter X, V, czy Q też mogły zostać zanegowane przez urzędnika – aktualnie również nie powinno z tym być problemu.
Joszko Samuel, czy… Samuraj?
Śmieszna sytuacja miała natomiast miejsce, gdy Mieszko poszedł zarejestrować w USC naszego trzeciorodnego, czyli Joszka Samuela. Pani urzędniczka nie miała najmniejszych zastrzeżeń do Joszka, mimo, iż jest to imię de facto zdrobniałe – etymologicznie pochodzi od imienia Józef, ale w wersji Joszko jest używane np na Węgrzech, czy w krajach bałkańskich. Gdyby jednak urzędnicy mieli jakieś „ale” – mieliśmy przygotowanego na tę okazję „asa z rękawa”. Choć to imię jest w Polsce jako tako znane (nosi je np polski muzyk Joszko Broda, a w latach 90. bardzo popularny był utwór Anny Marii Jopek o tym tytule – o Joszku Brodzie z resztą ;), to jednak jest też sporo osób, które nigdy wcześniej o nim nie słyszały. Nie mniej w krajach bałkańskich jest to imię znacznie bardziej popularne i funkcjonuje jako samodzielne. Co ciekawe, nosi je kilku piłkarzy chorwackich, m.in Joško Gvardiol, aktualnie grający w Dinamo Zagreb, czy emerytowani Joško Jeličić i Joško Popović. Można by więc domniemywać, że jestem fanką chorwackiej piłki nożnej 😉 Przenieśmy się jednak z powrotem do USC w Rudzie Śląskiej. Otóż pani urzędniczka, nie zająknąwszy się ani słowem na temat dziwaczności imienia Joszko – równie ochoczo wpisała w rubryczce „drugie imię”: Samuraj, zamiast Samuel i także nie uznała tego za coś, co powinno budzić co najmniej zdziwienie 😉 Tym razem trafiliśmy więc na wybitnie liberalną urzędniczkę! Na szczęście Mieszko zwrócił jej w porę uwagę, że Samuraj nie jest naszym wymarzonym wyborem 😉
A wy? Mieliście problem z zarejestrowaniem co dziwniejszych imion? Czy może jesteście zwolennikami tych nie budzących podejrzeń? 🙂

2 komentarze
Świetne są imiona Twoich synów! Nasza córa ma popularne imię (mąż za żadne skarby nie chciał przyjąć moich wymysłów 😂).
dzięki 🙂