Jak łatwo ludziom przychodzą oceny – ta refleksja towarzyszy mi od pewnego czasu właściwie codziennie. Co ciekawe, niekoniecznie te oceny mają umocowanie w faktach, ale często powstają na bazie przekonań i zniekształceń poznawczych. Jak gdyby ludzie byli do tego genetycznie predysponowani. Czasem bardzo mnie to zaskakuje, innym zaś razem zupełnie nie dziwi – nie mniej, staram się z tym walczyć, przede wszystkim u siebie samej. Ocenianie zabija potencjał nie tylko u dzieci, ale w zasadzie w każdej relacji międzyludzkiej. Negatywna ocena czyjegoś jawnie szkodliwego zachowania jest jednocześnie czymś innym, niż etykietowanie człowieka na podstawie jakiegoś wyrywku jego życia. W terapii poznawczo-behawioralnej dużą wagę przykłada się do faktów, a małą do przekonań. Kiedyś, lata temu pisałam bloga – zaczęłam w wieku 14 lat. Pisałam o różnych rzeczach, także tych smutnych i trudnych (bo wiek nastoletni wspominam jako bardzo ciężki okres, co nie znaczy, że byłam wiecznie nieszczęśliwa). Ktoś mnie kiedyś na podstawie tego bloga ocenił – że to jakieś egzaltowane, przesadzone treści, które nijak się mają do rzeczywistości. Bo przecież na codzień nie widać po mnie, żebym cierpiała. Bo przecież się uśmiecham i normalnie zachowuję. To było 15 lat temu, a pamiętam do dziś. I jak wytłumaczyć, że to nie ściema, że taką mam naturę? Że treści, które produkuję tutaj nie są mistyfikacją, nie są kłamstwem, ale to, że się uśmiecham też nim nie jest? Mój nastrój potrafi się zmieniać wielokrotnie w ciągu dnia, a ja sama nie chwalę się każdej napotkanej osobie swoimi problemami (choć i tak nie mam przed tym specjalnych oporów ;)). W końcu #człowiekcombo to moje drugie imię! A wy, jak sądzicie? Nagminne etykietowanie i ocenianie to problem, który Was dotyka, rani, drażni? Czy to nic nadzywczajnego, ot, cecha ludzka i #weźkobietowyluzuj? 😀
Nie wyglądasz na taką.
previous post