
Ostatnio fejsbuk przypomniał mi naszą marcową wyprawę sprzed siedmiu lat do starego, opuszczonego budynku szpitala psychiatrycznego w Lublińcu. Dziś blok C, XIX-wieczne gmaszysko w stylu neogotyckim – już nie istnieje. W tamtym czasie byłam wyjątkowo zdeterminowana do zwiedzania tego rodzaju miejsc (w tym konkretnym przypadku w celu zrealizowania projektu fotograficznego). Prawda jest jednak taka, że odkąd pamiętam interesowały mnie opuszczone miejsca, porzucone przedmioty, nieużytki, niezagospodarowane przestrzenie i powiązana z nimi poetyka, aura enigmatyczności.


Do środka dostaliśmy się „na nielegalu”, forsujac jedyne otwarte, acz przysłonięte gęstymi krzakami, okienko do pomieszczeń w suterenie. Kiedy weszliśmy na wyższe piętra – poczułam się jak gdybym dostała się do innego wymiaru, jakbym znalazła się w niesamowitej, metafizycznej czasoprzestrzeni. Z wrażenia nie mogłam zdobyć się na nic innego niż powtarzanie w kółko „wow, wow, wow”. Te niekończące się, rozedrgane, tak żywe w swej martwocie, utkane z tysięcy kolorów korytarze – zrobiły na mnie niesamowite wrażenie. Czy te zdjęcia nie wydają się być doskonałą interpretacją słów Louisa Bourgeoisa, że „przestrzeń jest metaforą dla struktury naszej egzystencji”?

