Chęć bycia nieustannie produktywną połączona z wiecznym wypadaniem z torów sumienności na rzecz bliżej niezidentyfikowanej maligny wiecznych dążeń i porażek. To taka głęboko zatknięta w moje serce drzazga, która nie pozwala myśleć o sobie dobrze. Prokrastynacja przeplatana zrywami pracowitości. I poczucie, że od zawsze coś ze mną było nie tak, że od zawsze coś było nie w porządku, że świat nie jest skrojony na wrażliwców z głowami w chmurach, tylko na silnych i zaradnych. Więc mamy się dostosować, przystosować, mamy się wreszcie wbić w tę za ciasną marynarkę i zapiąć na ostatni guzik, który wiecznie odpada. I spojrzeć w oczy temu światu, który wciąż przypomina, że trzeba się było starać bardziej, że trzeba było nie odpuszczać, bo trzeba było nie zapominać, że trzeba było to zrobić inaczej, że trzeba było pójść wcześniej spać, że trzeba było nie tracić cierpliwości, że trzeba było dać sobie spokój, że trzeba było.
Trzeba było.
#Findmomchallenge 5
previous post