Od zawsze marzyła mi się sypialnia, pełniąca rolę bezpiecznej przystani. Takiej, w której można naładować baterie, a jednocześnie trochę się zatrzymać i podumać wśród ulubionych przedmiotów i tonacji, które budzą miłe wspomnienia. A jeśli tak się szczęśliwie złoży, że te wspomnienia będą czymś, co nadaje odpowiednią perspektywę w zabieganej codzienności – to już w ogóle cud, miód i orzeszki.
wpis w pełnej wersji powstał w ramach współpracy z marką Tikkurila i pierwotnie ukazał się na blogu Tikkurila Potęga Kolorów
W przeciwieństwie do sporej części naszego domu – w sypialni od początku nie planowaliśmy wielkich remontów. To jedyny pokój, w którym nie zmienialiśmy podłogi – 20-letnie panele wciąż mają się nieźle. Lekki tuning przeszły jedynie szafy, a uprzednio zielone ściany zyskały nowe oblicze. Własnoręcznie stworzona przeze mnie, zaciekowa „Ściana Płaczu” od początku miała za zadanie robić „efekt WOW”. Tego efektu dopełniła niedawno półka z bujną roślinnością. Wszystkie meble, które stopniowo gromadziłam w pokoju (jednocześnie kompletując galerię ścienną) są z drugiej ręki. Tak samo było z łóżkiem, wizualnie nie do końca mi pasującym (ni to kształtem, ni kolorem). Jednakże wbudowany bajer (mechanizm podnoszący stelaże) był wystarczająco przekonującym argumentem, by je zatrzymać. Kolorystyka sypialni bazowała na dwóch, przeciwstawnych odcieniach: niebieskościach i rudościach. Ja natomiast potrzebowałam mocnej, kolorystycznej kontry. Kto mnie zna, ten wie, że u mnie rządzi eklektyzm i maksymalizm – i w tej stylistyce nadal zamierzałam się poruszać.
Mimo ogromnej satysfakcji z dotychczasowych prac aranżacyjnych – wciąż trochę mi zgrzytał widok rudego łóżka, pokrytego błyszczącym lakierem, w towarzystwie czerwonych stolików nocnych. Postanowiłam więc – zgodnie z konceptem „Jaki kolor ma Twoja Historia?” – podążyć nieco bardziej za swoją intuicją i sprawdzić, co mi w „w duszy gra”.
Zacznijmy od tego, że uwielbiam paletę fioletów od niepamiętnych czasów. Ale to nie wszystko – pochylając się nad rolą rzeczonego koloru w moim życiu, doznałam (jak to mawia mój drogi mąż) „nagłego przypływu świadomości”. Poczułam, że ciągnie mnie do niego coś, o czym wcześniej zupełnie zapomniałam, a co idealnie wpisuje się w klimat małżeńskiej sypialni. Po sięgnięciu nieco głębiej do (nie tak znowu odległych) zakamarków pamięci – przypomniało mi się, żaden inny dzień nie kojarzy mi się z tymi kolorami równie mocno, jak… dzień naszego ślubu!
Niedawno minęło 8 lat odkąd założyłam fioletowe buty i fioletowy wianek, który podobnie jak bukiet wykonany był z lawendy. Mój mąż z kolei, miał na sobie garnitur w odcieniu zbliżonym do aktualnej kolorystyki naszego łoża, a także fioletowe skarpetki, które wciąż wielu naszych weselnych gości dobrze pamięta Również ślubne zaproszenia i dekoracje były w spójnych barwach. To jednak nie wszystko – róż, którym pomalowałam szafki, także ma swoje źródło we wspomnieniach z naszego Wielkiego Dnia. Sukienki moich druhen były jasnoróżowe, podobnie jak oldschoolowy Cadillac De Ville, którym jechaliśmy do ślubu.
Dzięki kolorom doświadczyłam metafizycznego odczucia „nawiedzenia”, które pozwala bliżej przyjrzeć się nieuświadomionym obszarom znaczeń, zrozumieć język przedmiotów, usłyszeć, co opowiadają. I tak oto – kolory i meble we wspólnej komitywie stały się nośnikiem treści i emocji. Takie kojące otoczenie w sypialni daje szansę, by „złapać grunt” i odpowiednią perspektywę w pędzącej codzienności.
Zasypiając i budząc się, mam przed sobą widok ściany, na której wcześniej znajdował się niedziałający od dłuższego czasu telewizor. Niedawno jego miejsce zastąpił stary, amerykański plakat z lat 30-tych, zachęcający do wizyty w Wielkim Kanionie. Jest to dla mnie fantastyczny zbieg okoliczności, a zarazem klamra spajająca całą koncepcję. Plakat bowiem nie tylko doskonale wpasował się kolorystycznie, ale także koncepcyjnie. Kilka dni po ślubie wyjechaliśmy w podróż poślubną na Zachodnie Wybrzeże USA, gdzie zwiedzaliśmy właśnie Wielki Kanion. Jest zatem mocno osadzony w naszej historii, a fakt, że natrafiłam na tę grafikę zupełnym przypadkiem, po wielomiesięcznych poszukiwaniach czegoś idealnego, wydaje mi się być cudownym zrządzeniem losu. Choć prawdę powiedziawszy – chyba bardziej tu jednak wierzę w przeznaczenie niż w przypadek. Wielkorotnie powtarzana w serialu „Dark” maksyma, że „wszystko jest ze sobą połączone” – po raz kolejny znalazło odwzierciedlenie w moim życiu 🙂
Z uwagi na charakterystyczną ścianę, będącą dominantą dla całego pomieszczenia – długo zastanawiałam się, jaki odcień łóżka byłby odpowiedni. Nie mógł to być kolor zbyt kontrastujący ani zbyt podobny w tonacji i barwie. M425 Beetroot z palety Tikkurila Feel The Color chodził mi po głowie już od dłuższego czasu. Zanim jednak weszłam na właściwą ścieżkę – przeszłam przez całą masę wzlotów i upadków. W pewnym momencie nawet prawie zrezygnowałam z metamorfozy. Jak widać – ostatecznie zwyciężył pomysł na autonomiczny, łóżkowy dystrykt w odcieniach fioletów i różów. Ponownie, tak jak w przypadku łazienkowej metamorfozy, efekt finalny przerósł moje najśmielsze oczekiwania i teraz kocham tę sypialnię jeszcze bardziej…
Co do spraw technicznych, to przed przystąpieniem do głównego punktu programu, kluczowym elementem jest przeszlifowanie drewna papierem ściernym, aby usunąć/zmatowić uprzednio nałożone powłoki. W przypadku fornirowanego łóżka była to przede wszystkim gruba warstwa błyszczącego lakieru. Po szlifowaniu należy powierzchnię odpylić i odtłuścić przy pomocy np. detergentu lub alkoholu (np. benzyny ekstrakcyjnej). Następnie można przejść do malowania przy pomocy odpowiednio dobranego pędzla lub wałeczka (ja używałam obu). Korzystałam z wodorozcieńczalnej emalii do drewna i metalu Tikkurila Everal Aqua Matt 10 w odcieniach M425 Beetroot (na łóżku) i V419 Pirouette (na szafkach nocnych) z palety Tikkurila Feel The Color.
Bywa, że wzajemne oddziaływania przedmiotów i kolorów, interakcje barwy i przestrzeni – prowokują nagłe olśnienia. Kolor może być czymś, co pozwala odnaleźć historię, podmiotowość, pamięć, a nawet ukryte zasoby podświadomości. Może pomóc odkryć przed nami zaginione wspomnienia, pozostające dotychczas poza polem naszego widzenia. Czasem wystarczy wsłuchać się w siebie i zapytać: jaki kolor ma MOJA historia?
2 komentarze
Świetna sypialnia jak i wpis 😉
dzieki 🙂