Jako, że od długiego czasu trąbię wszem i wobec, że chodzę na psychoterapię i sporo osób pisało już do mnie z konkretnymi pytaniami i prośbami o poradę – stwierdziłam, że czas wziąć się w garść i napisać coś więcej. Pierwszy raz poszłam na psychoterapię kilka lat temu, po urodzeniu Gniewka, kiedy objawy zaburzeń lękowych (zwanych potocznie nerwicą), które miałam od zawsze – zaczęły się gwałtownie nasilać. Przez 2,5 roku byłam na terapii psychodynamicznej (konkretnie psychoanalizie jungowskiej) i wydawało mi się wówczas, że naprawdę sporo rzeczy rozjaśniło mi się w głowie. Grzebałam sobie w sobie, w przeszłości, przegadywałam i rozbierałam na czynniki pierwsze rózne zdarzenia i sytuacje i miałam poczucie głębi i rozwoju wewnętrznego. Miałam tez przeświadczenie, ze lepiej rozumiem to, co się dzieje wokół i swoje reakcje. W terapii psychodynamicznej obowiązuje przekonanie, że jak już znajdziesz to wyjście z labiryntów swej pokrętnej psychiki (co może zająć rok, 10 lub 20 lat…) to wszystko będzie już jasne, a objawy zaburzeń same z siebie odejdą w niebyt, ponieważ były dla Ciebie jedynie wskazówkami co tak naprawdę w Tobie siedzi gdzieś na drugim dnie podświadomości. Niestety w praktyce było mniej kolorowo, zwłaszcza, że nigdy nie wspierałam się farmakologiczne, co być moze pomogloby mi jakoś udźwignąć te objawy w gorszych momentach. Przez ostatni rok ówczesnej terapii miałam wrażenie, że już wszystko przegadałam od A do Z, już wszystko teoretycznie wiem i rozumiem, a objawy jak były – tak są. I tak się bujałam z nimi wahając czy powinnam już pójść po leki czy jeszcze wytrzymam. Nie czułam się zdrowa. Czułam, że doszłam do muru i już dalej nie chcę walić w niego głową tylko szukać innej drogi, innej wyrwy. Co ciekawe – mam kilku znajomych w tym nurcie i widzę, że to zjawisko nie jest rzadkie. Ten nurt potrafi być bolesny, długotrwały i frustrujący, ale potrafi też dać dużą satysfakcję i samoświadomość jeśli trafi na odpowiednią osobę (i nie mam tu na myśli tylko osoby terapeuty, ale zwłaszcza pacjenta!).
Nikt wcześniej nie pokazał mi w jakich zniekształceniach poznawczych tkwię, jak bardzo utrudniają mi życie wykształcone niepomocne schematy zachowań. Zrozumialam też, ze nic nie zmieni się z dnia na dzień jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, że to wymaga długotrwałej pracy, wielu wzlotów i upadków i ,że to jest normalne. I, że niektóre rzeczy jest bardzo trudno zmienić. Dodam jeszcze, że ten nurt ma najlepiej udokumentowaną naukowo skuteczność w leczeniu zaburzeń lękowych i depresyjnych. Jeżeli chcecie choć trochę zrozumieć o czym mowa – gorąco polecam lekturę bloga @emocje.pro i zapoznanie się z ich licznymi darmowymi materiałami, które można ściagnąć zupełnie za darmo. To moja osobista kopalnia wiedzy, do której zawsze chętnie wracam. I gwoli ścisłości – nie chcę nikogo przekonywać, że dla każdego i w każdej sytuacji terapia CBT będzie najlepsza – piszę o swoich doświadczeniach i zachęcam – jeżeli macie problemy i osobowość podobne do moich. Chętnie też odpowiem na Wasze pytania i odniosę się do wątpliwości. Mam w sobie poczucie misji i gotowość by pisać o tym otwarcie, bo wierzę, że naszemu społeczeństwu jest to potrzebne. Bardzo cieszy mnie Wasze zaufanie i to, że tyle osób zwraca się do mnie z prośbami i pytaniami w temacie zdrowia psychicznego. Pamiętajcie tylko proszę, ze nie jestem specjalistą – piszę z perspektywy pacjentki.