fot. Szymon Nykiel LMfoto
…oraz co o tym sądzę 7 lat i dwójkę dzieci później.
Na moim starym blogu znalazłam wpis, który uznałam za warty reaktywacji, a jednocześnie aktualizacji! Pisałam go bowiem będąc zupełnie świeżą matką kilkumiesięcznego niemowlęcia, w dodatku pierworodnego. Postanowiłam się do niego odnieść i skomentować z perspektywy matki trzech synów, z których żaden już od dawna niemowlęciem nie jest. Gotowi? No to jedziemy!
Przedstawiam Wam 10 rzeczy, które jako matkę dwumiesięcznego niemowlęcia zaskoczyły mnie najbardziej. Komentarze Zuzanny z przyszłości (czyli matki trójki) będę pisać inną czcionką 😉
- FAKT #1. WAGA. Myślałam, że będę miała problem, żeby schudnąć te plus 18 kg (swoją drogą – skąd się to wzięło?!). Tymczasem po trzech dniach od porodu byłam 9 kg na minusie. Dziś jestem 14 kg na minusie względem wagi końcowociążowej właściwie nic nie robiąc oprócz karmienia i chodzenia na spacerki (jeśli chodzi o aktywność fizyczną). Daje nam to efekt 1 kg na plusie względem wagi przedciążowej oraz 4 kg na plusie względem wagi początkowociążowej (bo schudłam na samym początku ciąży 3 kg dzięki poczuciu, że mam kamień w żołądku 🙂 Ekhem, droga Zuzanno, jakby Ci to powiedzieć. Fakt, że schudłaś aż tyle w tak krótkim czasie jest z dzisiejszej perspektywy banalnie prosty do wyjaśnienia. Otóż, najwyraźniej nie zauważyłaś, że przez ostatnie dwa miesiące byłaś na mocno eliminacyjnej diecie, bo dałaś sobie wmówić, że dieta matki karmiącej nadal obowiązuje. Nie wspomnę, że przez pierwsze tygodnie byłaś w tak dużym stresie, że niewiele jadłaś, a za kolejny miesiąc okaże się, że masz nadczynność tarczycy w przebiegu poporodowego zapalenia tejże, co niechybnie również wpłyneło na Twoją szybką utratę wagi. Ale nie martw się, za jakiś czas zdążysz ponownie przytyć (na szczęscie nie tyle, co w ciązy 😉 Zapewniam, że z kolejnym dzieckiem nie będzie już tak łatwo schudnąć! Zanim zdażysz to zrobić – zajdziesz w kolejną ciążę. Po roku od urodzenia Joszka uda Ci się znowu schudnąć, ale i tak przytyjesz – i oto jestem ja, Zuzanna z przyszłości, matka trójki z wagą 54 kg 😀
- FAKT #2. ROZSTĘPY. Starałam się wierzyć, że jak się będę smarować kremikami, to mi się nie zrobią, ale w głębi duszy byłam wyznawczynią teorii, że to genetyczne jednak i, że jak się mają zrobić to się i tak zrobią. Jestem w rezultacie właścicielką słownie jednego rozstępiku małego na brzuchu, nienajgorzej skądinąd się prezentującego jak na bycie jeszcze dwa miesiące temu wielkości trzech arbuzów. Rozstępów po dwóch kolejnych ciążach rzeczywiście wciąż nie mam za wiele. Może ten nad pępkiem jest po prostu nieco większy. Natomiast po drugiej ciąży zrobił mi się rozstęp mięśni prostych brzucha, z którym walczyłam ćwiczeniami u fizjoterapeutki uroginekologicznej i udało mi się go dosyć fajnie zamknąć, a w trakcie kolejnej ciąży zajęłam się tym jeszcze w trakcie jej trwania i myślę, że jest dobrze.
- FAKT #3. CYCKI. Tego nie przewidziałam. Że na piersiach też się robią rozstępy. I jestem niestety właścicielką sporej ich ilości, o których to się filozofom nie śniło (mnie też, zważywszy, że żadna z moich koleżanek takowych posiadaniem się nie chwaliła po ciąży, a u mnie pojawiły się już w połowie jej trwania). No ale cóż – życie. Na szczęście z czasem rozstępy bardzo rozjaśniały i po kolejnych ciążach nic się tym temacie nie zmieniło.
- FAKT #4. DEPRESJA POPORODOWA. Znając moje skłonności do popadania w histerię i depresyjność charakteru – niepokoiłam się o mój poporodowy stan umysłu. Mogłoby być nieciekawie, gdybym musiała zostać choć jeden dzień dłużej w szpitalu, gdzie po 72 h bez snu czułam się jak zdechły szczur, nie mniej jednak fakty są takie, że wyszłam po 3 dobach i w rezultacie nie miałam depresji poporodowej ani nawet baby blues’a, nie licząc zmęczenia po powrocie do domu. Tutaj ukłony dla moich bliskich za wielką pomoc. No cóż, z perspektywy czasu nie jestem taka pewna czy nie miałaś owej depresji. Ale nawet przyjmując, że jej nie miałaś – macierzyństwo fenomenalnie wpłynęło w Twoim przypadku na rozwój postępujących zaburzeń lękowych. Wystarczyło jedno dziecko! W prawdzie weźmiesz się za leczenie już w kolejnym roku i na pierwszą psychoterapię będziesz chodziła ponad 2 lata, ale to dopiero wybór innego nurtu, po urodzeniu trzeciego dziecka sprawi, że zaczniesz lepiej ogarniać swoje zaburzenia. Także przykro mi to mówić, ale jeszcze dłuuuuga droga przed Tobą!
- FAKT #5. HORMONALNY NIEŻYT NOSA. Aż chce się głośno zadać pytanie „WTF IS HORMONALNY NIEŻYT NOSA?!” Ja też nie miałam bladego pojęcia o istnieniu takiego zjawiska. To taka sytuacja, w której poprzez działanie hormonów ciążowych ma się nieustanne problemy z nosem. U mnie się to zaczęło już w pierwszym miesiącu ciąży i trwało do samego końca. Męczyłam się z nieustannie z krwawieniami i ciągle zatkanym nosem – zwłaszcza w nocy, ale również w ciągu dnia. Przeszło jak ręką odjął już pierwszego dnia po porodzie. Czary mary i po sprawie! W kolejnych ciążach również czeka Cię hormonalny nieżyt nosa, choć z każdą następną ciut mniej upierdliwy 😉
- FAKT #6 BÓLE GŁOWY. Ok, wiedziałam już, że w ciąży bywa niedobrze. Bywało. Wiedziałam już, że jest coś takiego jak hormonalny nieżyt nosa. Było. Ale bóle głowy? TAKIE?! Tydzień codziennie bolącej głowy?! O tym nie wiedziałam. Nie polecam. Dobrze, że już nie boli. W każdej ciąży zaliczysz epizody bólu głowy, ale ten z Gniewkiem był zdecydowanie najdłuższy i najgorszy!
- FAKT #7. SUSZONE POMIDORY. Na początku ciąży przez wzgląd na nudności nabywa się niejednokrotnie wstrętu do jakiegoś posiłku. W moim przypadku były to suszone pomidory, które do tej pory stanowiły jeden z moich najukochańszych dodatków do posiłków. Jeszcze w pierwszym miesiącu ciąży się nimi zajadałam, aż tu nagle odruch wymiotny na samo wspomnienie. I niestety do dziś nie nabrałam na nie ochoty. Nadal nie lubię suszonych pomidorów, ale już nie mam odruchu wymiotnego na myśl o nich. Natomiast w trzeciej ciąży obrzydły mi chipsy musztardowe z Lidla, które wpałaszowałam na początku ciąży, a potem nie mogłam już o nich myśleć. To one uświadomiły mi, że muszę być w ciąży 😉
- FAKT #8. KUPKI. Wiedzieliście, że są niemowlęta, które walą kupę codziennie od kilku do kilkunastu razy, oraz takie, które robią ją raz na 10 dni? Oba przypadki mieszczą się w normie. Mój przypadek należy do grupy pierwszej. Na dodatek od samego początku robił kupy, niepasujące do statystyk, przypominające biegunkę. Najadłam się początkowo strachu, ale gdy okazało się, że dziecko przybiera całkiem spore sumki na wadze, a żaden z lekarzy specjalnie się sprawą nie przejął – ja też przestałam się przejmować. Dobrze zrobiłaś 😉 Za kilka miesięcy Gniewko zacznie robić jedną kupę na 10 dni i wcale nie będą to zatwardzenia!
- FAKT #9. ODGŁOSY STAREGO PIJAKA. Takie dźwięki wydaje mój słodki bobasek. Charczenie, stękanie, jęczenie i bekanie – deal with it. O ulewaniu nie wspomnę. (o, właśnie charknął przez sen!) Początkowo nie mogłam spać z tego powodu, tak mnie to przerażało, ale dziś mnie to już zupełnie nie dziwi 🙂 Aaa… zapomniałabym o BĄKACH! Takie serie, że aż nie do uwierzenia. Poważnie. To nic – Joszko będzie miał wiotkość krtani – to są dopiero dziwne odgłosy. Charczenie, terkotanie, wieczne wrażenie, jakby mu coś zalegało w gardle. No i dziewczyno, dopiero przy nim zrozumiesz co to refluks!
- FAKT #10. PORÓD. Nie nastawiałam się, że będzie mistycznym przeżyciem – nie był. Nie nastawiałam się, że nie będzie aż tak bardzo bolało – bolało aż tak bardzo. Nastawiałam się za to, że będzie bezproblemowy – a nie był. W kwestii porodów odsyłam do Narodziny Iwka i Narodziny Joszka. Niestety dopiero trzeci poród będzie w miarę znośny 😉
A wy? Co byście powiedziały sobie z przeszłości? 😉